Witajcie!
Zastanawiam się, jak się wita eltenowiczów po ślubie? Tak samo jak i przed? Jeśli tak, to witajcie kochani! Jestem już pełnoprawną żoną i mam męża, mam męża, mam męża…Powtarzam to sobie jak mantrę, mija prawie tydzień od weselicha i to do mnie nie dociera. Moje marzenie się spełniło! To naprawdę się stało. Na wspomnienie wesela cały czas wydaje mi się, że była impreza, przezajebista, wybawiłam się, że hoho, a jednak nie dociera do mnie, że to było moje wesele! :D. Słucham dziewięciogodzinnego nagrania i nie mogę ze śmiechu w pewnych momentach. Okazuje się, że jednak od godziny szesnastej, czyli od mszy ŚW. byłam tak zestresowana, że na tyle śmiesznych rzeczy nie zwróciłam uwagi, chociaż, jak przekonacie się z najfajniejszych fragmentów weselicha, humoru mi nie zabrakło.
No to od początku! Dni od ostatniego mojego wpisu zleciały nawet przyjemnie, bez nerwów jakotakich, złorzecznicy chyba na chwilę poszli spać hahaha. Noc ze środy na czwartek była już nieprzespana, bo teściowie i szwagier ze szwagierką wyruszyli koło drugiej w nocy, żeby na spokojnie dojechać na czwartek. Dźwięk messengera zrywał nas z łóżka, więc brak snu liczymy od środy. W czwartek się trochę pogościliśmy, pocieszyliśmy wzajemnym spotkaniem, a w piątek każdy miał swoją robotę. Jedni tupcili stroić salę, inni zwozili tam ciasta, napoje i alkohol, jeszcze inni, w tym ja, mieli do pomalowania paznokcie u kosmetyczki. Przemiła i młoda kobieta, okazało się, że mieszka nieopodal naszego bloku i często nas widuje, mam nadzieje, że z Kasią jeszcze nie raz spotkamy się na ulicy. Popołudniu należało odebrać kilku przyjezdnych gości, w tym jak się po weselu okazało, nową parę młodą, Ewesię i SkyDarka! Tak tak, można klaskać! Gooorzkooo! Goooorzkoooo! Gooooorzkooooo! Ekhemmm, dosyć tego, wracamy do tematu. Piątkowego wieczora odbywało się również strojenie kościoła, no i jak się spodziewałam, trzecia noc niemal bez snu. Sobota zaczęła się istnym szaleństwem. O siódmej rano, gnałam ze świadkową, czyli szwagierką Justyną do mojego rodzinnego domu. Czekała tam wcześniej zamówiona fryzjerka, żeby czesać wszystkie chętne kobiety. Noooo miaaała roboty miaaała, ale się wyrobiła. 😛 Zaraz potem, przeraźliwy telefon od tych, co pojechali na salę w jakiejś sprawie:
– Halooo! Potrzebujemy pomocy! Wszystkie dekoracje się popsuły! Balony pospadały!
– Jak, kurwa, pospadały, przecież ta dwustronna taśma miała niemiecką gwarancję!
– Nooo, to widocznie działa tylko na terenie Niemiec! Niech ktoś przyjdzie pomóc!
Kto żyw, kto uczesany, w butach czy bez, ubrany czy nie, lecieć na salę ratować strojenie! Tak też zrobiono. Około godziny czternastej poprosiłam, żeby kobiety zaczęły mnie już ubierać w suknię ślubną, bo wiadomo, skąplikowane wiązanie na plecach…
– Eeeeee nieeeeee! Dziewczyyyyno! Wisieć byś w tej kiecce nie chciała do czasu mszy w kościele choćby, zagotujesz się, damy radę z tym wiązaniem na spokojnie!
No dobra, nie wnikam, jak tak, to tak. Przed trzecią w końcu zaczęłam się w kiecę wbijać, cztery baby majstrują przy wiązaniu…, bo skąplikowane…
– Ej, jak to miało iść, od góry, czy od dołu?
– Ja nie wiem, mnie przy przymiarce nie było, chyba od góry.
– O! Idzie! idzie!
– Kurrrrwa, teraz nie mogę zamka dopiąć! Młoda, utyłaś przez tydzień czy jak?
Sekundę potem, och i ach, zamek w kiecy trach! panna młoda ściśnięta gorsetem, że ledwo oddychać może.
– Dzwoń po krawcową z tego salonu! Świadek po nią pojedzie samochodem!
– Ale zaraz, ludzie, my musimy być około piętnastej trzydzieści w kościele, przecież podpisanie dokumentów! Ktoś musi jechać po Michała! A błogosławieństwo?
– Młoda, ty się nie denerwuj, zdążymy!
No, na całe szczęście, tak było, ale gdyby nie to, że owa krawcowa jest naszą dobrą znajomą, wpadli z nią do domu jak burza, od kotleta z obiadu kobietę oderwali, prawie na boso wyciągnęli…🤣🤣🤣🤣🤣 strach pomyśleć co by było. Szyła na mnie na szybko ten zamek, uważając żeby w stresie mnie nie zakłuć, a jeszcze żeby zdążyć przed piętnastą trzydzieści. Uffff, udało się, nawet trochę mi ten gorset poluźniła, ale i tak był związany mocniej, niż powinien być, cierpię do dziś najprawdopodobniej z tego powodu, 😀
Najgorsze było Wsiadanie i wysiadanie z tego samochodu, przystrojonego pięknie dla nas i świadków, bo weź tą kieckę włóż w miarę ostrożnie, potem wyciągnij przy wyjściu z auta. Przy siadaniu i wstawaniu było ciut lepiej, ale warto ponarzekać, pocierpieć i się pomęczyć, bo tylko raz w życiu mogłam się poczuć jak księżniczka, piękna była suknia, podczas tańca często mi ją przydeptywali, a nawet ja sama. Piękne naszyte kwiaty, od zbyt mocnego związania zaczęły się rozpruwać na mnie w pewnym momencie hahahahaha, więc nie wiem czy jest jeszcze do uratowania, żeby chociaż za grosze odsprzedać.
Nie spodziewaliśmy się, że pani fotograf, załatwiona na szybko, zrobi nam taki wspaniały prezent wraz z ekipą ludzi z discordowego servera od cofee doctora, bo stamtąd ona właśnie była. Bez zastanowienia po rozmowie z Michałem na temat braku fotografa powiedziała, że go zastąpi. Mamy kilka tysięcy zdjęć, żeby rozdać rodzinie i zostawić sobie, żeby w ramkę w domu powiesić. Agniesia jest przekochana i jesteśmy jej bardzo wdzięczni, że pojechała w nieznane bez namysłu, pomogła w biedzie, a jeszcze podarowała nam takie piękne, drewniane serce z personalizowanym napisem, który własnoręcznie wykleiła koralikami w brajlu. Coś pięknego! A do tego, żeby łatwo w życiu nam nic nie szło, dostaliśmy brajlowską kostkę rubika! Pięknie, cudownie dziękujemy! Najoryginalniejszy prezent, jaki dostaliśmy! Na mszy w kościele również było zastępstwo organisty, ale o ile lepsze! No przepraaaszam, ale musiałam!
Cała impreza weselna trwała od godziny siedemnastej do trzeciej nad ranem. Jest dziewięciogodzinne nagranie, z którego zrobię na pamiątkę coś fajnego i wrzucę tu do tego wpisu, a jest czym się chwalić. Nasza trzydziestosześcio osobowa ekipa bawiła się tak, że sam dj był naprawdę zaskoczony, tak mało ludzi, a gdyby wódki nie było, to by też się tak bawili. Żałuję tylko, że stres mi nie pozwolił jeść, bo tylu pyszności nie spróbowałam, a ze słodkości spróbowałam tylko weselnego tortu. Nadrobiłam trochę na poprawinach, które odbywały się w moim domu, ale szybko się z nich ulotniłam, bo pędziliśmy do rodzinnego domu młodego na mały wypoczynek. Statystyki podają, że na trzydzieści sześć osób, tylko jedna osoba próbowała wynieść pół litra weselnej, a wcześniej ostro mieszała księżycówkę z czystą, następnie próbując zmyć się do hotelu, płyty chodnikowe przestały współpracować z nogami iiiiiiiii…Nos złamany, głowa do szycia, a ponieważ restauracja znajduje się w budynku policji, i akurat przejeżdżał patrol, szybko udzielono jegomościowi pomocy i znalazł się w szpitalu, także całkiem niezłe statystyki, 😀 Pan młody, gdy tylko wlazł do domu, zdjął buty i w garniturze zasnął jak długi na łóżku. Obiecał, że będzie gorąca, namiętna, upragniona noc poślubna, a tu co? Figa z makiem, z pasternakiem, ósma rano, młody ledwo żyje, gorączka na pewno 38, jak nie lepiej, młody gorący, a nocy nie było. 😀 😀 :D😂😂😂😂 eeeee, przereklamowane te noce poślubne! Ale najważniejsze, że Michał dał radę, a stresował się bardzo, czułam jak mu ręce drżały przy nakładaniu obrączki. Nerwica przez ten stres przedślubnym znowu zaczęła wracać, więc trzeba cholerę ustabilizować. Teraz wystarczy się wysypiać, nawet po obiedzie, dobrze pojadać smakołykami od teściowej i szybko dojdzie do siebie. Jeszcze jedna impreza przed nami, dla ludzi z tutejszych stron, którzy z różnych stron nie dojechali. Boli mnie szyja, łopatki, ciężko głowę jakkolwiek obrócić, ból promieniuje do łopatek, aż ręce chwilami drętwieją, możliwe, że tyle godzin w takim ścisku i nerwy mi poraziło jakieś, czy co, może to być również jakieś przewianie, ale ja wiem, czy tyle czasu? :D.
Gdybym mogła coś zmienić, to dodałabym jeszcze więcej zabaw i konkursów, trochę szybszej jednak muzyki, lepiej ustawiła dźwięk panu Tomaszowi, bo odprzesterować 9 godzin to chwilę zajęło, xdd, aaaaa…I jeszcze raz bym to wesele chciała przeżyć, z perspektywy gościa…Oooo, no i pojechać samochodem ze świadkami i młodym, bo faaaaajne bramy były, i trąbieeeeenie! No nic…Do następnego. Miłego słuchania i czytania.