Kategorie
Inne Wpisy tekstowe

Co mi w duszy zagrało?

No i cóż tu robić, kiedy ani wersja portable, ani instalacyjna nie chce się zadomowić na moim wyjazdowym delu? Cóż zrobić, kiedy dekalog prawdziwego przyjaciela zawiódł po całości? Gdzie szukać ukojenia? W nic nie robieniu, wczasowaniu w Świętokrzyskim i w muzyce, przede wszystkim.

Skompletowałam ostatnio, z pomocą nie zastąpionej osoby w kompletowaniu różnych dyskografii, całą twórczość mojej ukochanej Olgi Bończyk. Jest tego dużo i niewiele, zależy jak na to patrzeć, ale, niezmiernie się cieszę, że już to mam i mogę słuchać. Głos pani Olgi niezależnie od tego czy coś czyta, czy śpiewa wpuszcza do mojej duszy i serca tyle ciepła, słońca, a zwłaszcza, kiedy za oknem coś tam jeszcze świeci czasami, jak te dwa słońca się zejdą, to żadne straty nie bolą, a leniuchowanie staje się na chwilę przyjemne. Sama nie wiem co by tu wybrać, bo tyle na raz zjeść takiej wspaniałej muzyki, nietuzinkowych aranży i melodii, och! No to może, wybiorę kilka? Na początek utwory, które mnie urzekły podobieństwem do pentatonic 😀 tylko w formie jednoosobowej.

A w mediach do wpisu dodam coś, czego nie ma na youtube, ale jest dla mnie mega słoneczne, tonacyjnie, aranżacyjnie, wokalnie, pod każdym względem. Jest to piąty utwór z płyty z roku 2011 pt. Listy z daleka. "Listy z daleka" to 12 piosenek skomponowanych i napisanych przez legendy polskiej muzyki (m.in.: Wasowski, Przybora, Młynarski, Osiecka), śpiewanych przed laty przez Kalinę Jędrusik, ędrusik

Na koniec coś, co znalazł przypadkiem Aleksik i bardzo mi żal, że takiego wykonania nie będziemy mieli na ślubie, ale może z drugiej strony to dobrze, bo pewnie bym płakała, aaa w sumie, i tak pewnie będę. 😀

Żegnam się na teraz, bo w końcu w tym tygodniu coś przedsięwziąć trzeba, żeby mieć o czym napisać niedziele. 😀

Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela dziewiętnasta i dwudziesta.

Halo halo centralo! 😛 zgłaszamy się po dłuższej nieobecności.

Nie chwaliłam się wam, że mamy w domu zwierzątko. Mimo zakazu właścicieli mieszkania, żeby w tym domu nie było zwierząt, ten zakaz kilka tygodni temu został złamany. Tylko ciiii! Właściciele nie mogą się dowiedzieć. Z resztą, no wiecie, rozumiecie, żal odmówić zwierzęciu, niezależnie od tego, jakie by ono nie było, z jakiego gatunku się wywodziło, żal odmówić schronienia w te zimne i chłodne dni. Nie to, żebyśmy się jakoś bardzo starali, ona sama do nas przyszła, nie wiadomo skąd. Tyle razy miała okazję stąd zniknąć, ale nie zrobiła tego. Nie miałam pojęcia, że jest w stanie w tym domu aż tyle zabawić, ale skubanej jest tu dobrze. Żyje sobie spokojnie, nie jest groźna dla nas, toleruje gości. Kiedy tylko zobaczy światło słoneczne, dzienne, nie ma mowy o spaniu. Momentalnie pojawia się na wysokości mojej głowy i nie daje spać, bo upomina się o jedzonko…Chyba 😀 a jak wróciliśmy ostatnio po długiej nieobecności do domu, to strasznie się ucieszyła i wyleciała nam na spotkanie. Lubi dużo spać i generalnie raczej należy do leniwych, ale może powinniśmy jednak pomyśleć o jakimś kreatywnym urozmaiceniu jej życia, bo ona tylko żre i śpi, żre i śpi, o ile w ogóle coś żre xdd, ale kiedy tylko w kuchni zaczyna się szykować jedzenie, ona jak ten Puszek okruszek, zaraz przybiega, by ze mną być. Trzeba by ją zacząć trochę tresować. Szeleczka dzisiaj nadała jej imię, jesteście ciekawi jakie? I co to za zwierze? Otóż, właśnie przedstawiłam wam powyżej…Poproszę werble! Muchę Zenobię.😂😂😂😂😂

Jeśli by chcieć opisać jakoś w skrócie zaległości, to znowu ciężko jest coś napisać…Jeśli nadal mówimy o konstruktywnym pisaniu. Poniedziałek po ostatniej zapisanej niedzieli zaczął się bardzo wcześnie, ponieważ Aleksik o siódmej rano pędził zrobić badania krwi w związku ze swoją chorobą tarczycy, ale ja, jako przykładna narzeczona, również nie puszczam go samego o szóstej rano na pożarcie nie wiadomo komu. On do lekarza, ja na śniadanie i kawuszkę do rodziców. Po powrocie na obiad zrobiliśmy mielone, w zasadzie chyba nie jestem pewna, czy to było mięso mielone, ale może i tak, no, bo zmielone w taką drobnicę, ale smakowało jakoś tak…Niezbyt dobrze. W każdym razie, niezbyt podobnie do mielonego, chociaż zapach mielonego pozostał przy smażeniu. Chyba ulepiły mi się za duże kotlety, mimo smażenia po siedem minut na jednej stronie, z wierzchu były upieczone, a w środku trochę surowe, ale też nie wszystkie na szczęście.

Wtorek, środa i czwartek spędzone były poza naszym domeczkiem, u rodziców, a wynikało to z wiadomych przyczyn. Wtorek, elektro wizyta u lekarza…Albo, nie…Jak to się…No, ta wizyta, ale nie e-porada…Kuźwaaa! Oooo! Stacjonarna wizyta u lekarza ogólnego, zaraz po odebraniu wyników krwi. No, nie ma źle z tym moim Aleksikiem, nie ma źle, ale mogłoby być lepiej, to też trzeba przyznać. W środę pojechaliśmy rodzinnie na cmentarz. W sumie to jakoś tak dawno tego nie było. Rodzice zawsze jeździli dzień szybciej, żeby groby uporządkować, znicze zapalić, kwiaty zostawić. Tradycję trzeba wypełnić, o groby trzeba zadbać, ale niekoniecznie idąc tam spacerem, rodzinnie, żeby jednocześnie poczuć atmosferę tego święta. Byle szybko, szybko to załatwić, dlatego bardzo przyjemnie zdziwiło mnie to, że w tym roku było inaczej. Czwartek spędzony na leniwieniu i przygotowywaniu się do piątkowego wyjazdu.

Tak jest. Piątkowy wyjazd już z rana okupiony był sporym stresem, bo martwiliśmy się, co będzie z tym cholernym autobusem. Czy na pewno przyjedzie? Czy się nie spóźni? Na szczęście postanowił być punktualnie, więc podróż do Tomaszowa była uratowana. Tlk Lubomirski. Ponad cztery i pół godziny. Obiecałam sobie, po tamtych feralnych podróżach do Łodzi – Tlk Flisak, że nigdy, więcej, żadnego, tlk! Po moim trupie, ewentualnie. Okazuje się jednak, że tlk lubomirski postanowił mnie na razie, jednorazowo, przez podróż w dwie strony uspokoić, ponieważ jechało się bardzo sympatycznie. Bardzo przyjemna drużyna na trasie w obie strony, nieuprzykrzający życia pasażerowie, a w dodatku, Lubomirski jak się rozpędził, to dociągał prawie do 150, a to nie może się równać z ledwo dyrdającym do 70, 80/h na godzinę. Nooo dooobra, przed Malborkiem wyciągnął przez parę kilosków 110.

Po przyjeździe do odwiedzanego domostwa czekała na nas kaczusia, pieczone ziemniaczki i jakaś suróweczka, której nie pamiętam, ale kaczce tłuszczu nie żałowano, kiedy ją karmiono. W każdym razie było smacznie. Innego dnia, z upieczonych, ale niezjedzonych udek kaczusiowych udało się zrobić śmietnik warzywno-makaronowy. Nic innego, jak mięsko z kaczki zamiast szynki, czy kiełbaski, do tego cukinia, papryka, czosnek, cebulka, smażyć z ulubionymi przyprawami i posypać serem na końcu, a najlepiej, jeśli chodzi o składniki tego cudeńka, to jak by to powiedział The Food Emperor: Wpieeerrrrdol do gara wszystko co maszsz i co lllubysz i gotuj to na pełnej pyyyyyźźździe!🤣🤣🤣🤣🤣🤣 czy jakoś tak xd. Zrobiliśmy też coś, na co od dawna miałam ochotę, czyli Pishingera, albo inaczej, przekładańca i ciasto marchewkowe. Sporo z tego zabraliśmy na wynos, ewentualnie, na wyjazd. No i niesamowite placki ziemniaczane, a farsz do nich też wzbogaciliśmy pysznymi warzywami, bardzo podobnymi do kaczusiowego śmietniczka. No i moi drodzy, tu nadchodzi kulminacyjny punkt tego wyjazdu, bo oprócz tego, że bardzo miło spędzało nam się czas, oprócz tego, że co zjedlim, to wysra….Znaczy, to się mówi, co zjedlim, to nasze, ale, ja bym to przysłowie zmodyfikowała raczej. O, Co się nauczyłam, to moje, a nauczyłam się i to nie byle czego. Obierania marchwi, ziemniaków i wszelkich innych do obierania warzyw. Ja nie wiem dlaczego i nie wiem kto uczył mnie, że obiera się takie warzywa najlepiej i tylko i wyłącznie za pomocą nieruchomej obieraczki, to po pierwsze. Po drugie, tylko i wyłącznie obierając warzywo dookoła, żeby, najlepiej w całości złaziły obierki. No i u moich przyjaciół, nauczyłam się jednak, że warzywka najlepiej obierać tylko i wyłącznie wzdłuż warzywa i jak dla mnie, nigdy inaczej i po drugie, tylko i wyłącznie, ruchomą obieraczką. 😀 😀 😀 efekt jest piorunujący i to taki, że dzisiaj moja siostra została specjalnie chwilę dłużej, żeby zobaczyć, jak to możliwe. Niewidomi obierają ziemniaki. Dodatkowo, obierają je naprawdę dobrze, niewiele poprawek zostaje po umyciu mimo że dopiero co się tego nauczyli. To najprawdopodobniej wzbudza większy podziw i zainteresowanie, ewentualnie wzbudza większe zaskoczenie, niż kolejne dziecko Nowakowskiej spod osiemnastki xd. Dzięki za superową obieraczkę, moi drodzy, moi kochani, która obiera tak fajnie, cieniuśko, nie obiera warzyw i owoców w kostkę. 😀

W tym momencie znajdujemy się już przy końcu nadrabiania niedzielnych zaległości, ponieważ jutro jest niedziela i jestem pewna, że nie wydarzy się nic szczególnego. Chociaż nie mam pewności, czy coś szczególnego się właśnie nie wydarza w tej chwili i aż od wczoraj. Mamy gości/gościówy. Szeleczka nawiedziła ten dom, niczym jego dobry duch trzeci raz i zabrała ze sobą towarzyszkę Izabelę…A nie, Izabela to w popmundo, realnie to piękna Aleksandra, o wiedźmińskim usposobieniu. Nie nie, jeszcze daleko jej do wiedźmy, bo na miotle nie lata, odkurzacza się nie tyka, ale lubi zmywać gary.😂 i ma dwa, bardzo ważne atuty. Relaksujący dotyk i każdy kto lubi pić alkohol, z nią ten sport polubi jeszcze bardziej, ponieważ, Aleksandra nie dość, że dobrze polewa, to w ogóle nie pije.🤣 i tak sobie, we czwóreczkę do przyszłego piątku będziemy egzystować, gotować, był plan odwiedzić kino, teatr, ale nie ma chyba interesującego nas repertuaru nigdzie, o. Może przy okazji jakichś przygód nabędziem. Dzisiaj zmarnowałam kilka godzin tylko po to, żeby obrać ziemniaki, pokroić, przesypawszy do miseczki, przyprawiwszy i natłuściwszy olejem, upiec na blasze w piekarniku na papierze tylko po to, żeby w trakcie pieczenia się okazało, że to właściwie na nic, bo może było za dużo oleju i papier nim nasiąknął do tego stopnia, że porobiły się dziury, a ziemniaki piekły się półtorej godziny na 200 stopniach i wcale nie były chrupiące! Co poprawić? Jak to zmienić? Może jednak we frytownicy następnym razem, piekarnik chyba nas nie kocha xd. O, właśnie i jeszcze kolejna sprawa, jakie macie sposoby na rozróżnianie mrożonek? Bardziej chyba mi chodzi o kwestie oznaczania/podpisywania/coś w tym stylu, bo ja wariuję już z tym, że nigdy nie wiem co wyciągnę z zamrażarki.

O, a na zakończenie wpisu powiem wam, że do naszych domowych sprzętów dołączył nowy sprzęt. Mikser z kauflanda. Był w promocji, znaczy w gazetce jest w tym tygodniu. Mikser henryk, z uwagi na henryko podobną nazwę, jakąś taką niemiecką, co zamieścili na pudełku, ale na samym mikserze napisali: switch on hm-f0101. Henryk z misą na odpady, takim oto Henrykiem będziemy robić ciasto w tym tygodniu, a ciasta przyszłościowo, o. Na ten czas, żegnam się, do kolejnych zaległości.

EltenLink