Kategorie
Wpisy tekstowe

Poniedziałkowo.

Nigdy raczej nie wierzyłam, że istnieje oś takiego, jak rzucenie na kogoś uroku, klątwy, czy inaczej, że istnieje coś takiego jak magia złorzeczenia, ale przez miniony tydzień, chyba naprawdę zaczynam w to wierzyć.

W zeszły poniedziałek, pojechałam na rozmowę z panią doktor, która miała mi wykonać zabieg usunięcia oczka. Owszem, weszłam z poślizgiem i w pewnym momencie zrobiło się naprawdę gorąco, bo istniała obawa, że nie zdążymy na pociąg do Gdańska, a tym samym na spotkanie z państwem orzecznictwem, natomiast przynajmniej raz mogę napisać, jak na razie, coś dobrego o tej pani doktor. Po głosie zdawała się być bardzo młoda, między 35, do 40 lat. Sympatyczny głos, może trochę wolna w czynach, ale za to uprzejmie wysłuchała wszystkich moich racji, argumentacji, dlaczego tak, a nie inaczej i zgodziła się z nimi, ba, nawet ślubu pogratulowała, ale powiedziała, że w tym szpitalu wykonują enukleację bez protezowania oczodołu, a po latach będzie to miało brzydki wygląd, więc dała mi skierowanie do innego szpitala, tym razem w Gdańsku. Oczywiście była otwarta na moje wszelkie pytania, tłumaczyła i objaśniała wszystko dokładnie, oprócz jednego. Zapytałam ją, dlaczego ordynator na rozmowie kwalifikacyjnej nie był uprzejmy ze mną rozmawiać, a przede wszystkim, powiedzieć o enukleacji bez protezowania oczodołu? Zaoszczędziłabym sobie czekania i już dawno czekałabym sobie spokojnie, w Uck w Gdańsku na owy zabieg. Na to pytanie pani doktor jednak nie znała odpowiedzi, no ale z drugiej strony cóż miała powiedzieć, że na buców jeszcze lekarstwa nie wymyślono w medycynie? 😀 W każdym razie, skoro na razie bóle się uśpiły, to z tym skierowaniem zacznę działać na spokojnie po ślubie, w okolicach lipca. Wszak będzie to okres bardzo gorący nie tylko zapewne jeśli chodzi o pogodę, natomiast trzeba będzie odebrać akt małżeństwa, zmienić nazwisko, a więc pewnie zgłosić to w instytucjach, wyrobić nowy dowód torzsamości, zapisać mężusia do kardiologa, endokrynologa, do dentysty. Co poradzić, widziały gały co brały, chociaż za młodu sypie się jak dziadek, może mi zapisze jakiś fajny spadek.🤣 o, już mamy wersecik do pioseneczki :D.

W poniedziałek wieczorem okazało się, że Michaś znalazł dla nas fotografa, ksiądz proboszcz zgodził się na robienie zdjęć w kościele. Nie mogło być zbyt dobrze na zbyt długo, bo następnego dnia wieczorem okazało się, że kobieta, która miała przywieść kwiaty i stroić kościół, nie przyjedzie, nie przywiezie, nie będzie stroić, bo mąż miał poważny zawał. Mama w płacz, w lament przeokropny, co teraz będzie, jak to kościół bez kwiatów, na ołtarzu muszą być kwiaty, co my teraz zrobimy, no przecież to już jest po imprezie, to już nie ma co zbierać, a teraz jeszcze kto te ławki w kościele przystroi…No i dojdź tu do głosu, kiedy rozum odbiera? Na szczęście ta kobieta również załatwiła za siebie zastępstwo z kwiaciarni, więc kiedy poszłyśmy i wpłaciłyśmy zaliczkę za te kwiaty na strojenie, to w końcu szanowna mama się uspokoiła. No i wszystko już było na dobrej drodze, a wczoraj się okazuje, że nie mam na palcu jednego pierścionka. Dokładnie na palcu wskazującym lewej ręki, miałam taki złoty pierścionek z symbolem nieskończoności. Sama go sobie kupiłam z okazji nie pamiętam jakiej. Oczywiście możliwości gdzie mogłam go zgubić jest wiele, ale najgorsza jest taka, że nawet nie poczułam i nie usłyszałam jak się zsuwa z mojego palca, a więc…Mogło to być z pewnością kiedy myłam włosy w sobotę, wplątał się w nie, bo są cholernie długie i poleeeeciaaaał do odpływu i nie usłyszałam przez szum lejącej się wody. Ewentualnie, jak sortowałam śmieci, to poszedł razem z nimi, jeśli tam skubaniec wpadł, albo zgubiłam go na ulicy, bo ostatnio niosłam coś w siatce i w pewnym momencie zmieniałam ręce z laską i siatką, także…Bardzo proszę, niech wreszcie wydarzy się coś pozytywnego, oprócz przyjazdu teściów i szwagierki z mężem w czwartkowy poranek. No bo siedzę sobie tak od wczoraj wieczór, a wczoraj to w ogóle z nosem na kwintę i wkręcam sobie, zresztą wkręcam sobie odkąd fotograf złamał rękę, że ktoś złorzeczy i rzuca uroki i że zła passa wisi nad tym weselem. Ostatnio przeczytałam słowa, że ludzie których spotykamy przez całe życie są lekcją, sprawdzianem, albo niespodzianką. No i dochodzę do wniosku, że moje lekcje i sprawdziany coś nie mogą rozwalić tej mojej niespodzianki, którą niewątpliwie jest Michał, więc tak złorzeczy, złorzeczy, a my rozstać się nie możemy, no więc niechcąco złamała się ręka fotografowi, mąż kwiaciarki miał zawał, a pierścionek ma już innego właściciela, albo jest sprasowany, przez niszczarkę śmieciową, czy jak to się tam. Wariuję, wiem, bo to jednak stres przedślubny się zaczyna rodzić, a myślałam, że go nie będzie, jednak jest. Budzi mnie prawie co rano takim dziwnym uczuciem w brzuchu i nawet próby słuchania głosu Krystyny Czubówny niewiele dają, bo i tak już nie śpię.

Na zakończenie, może trochę dobrej energii. Jeśli to czyta ktoś, jakiś złorzecznik, albo złorzecznica, to życzę wam dobrego dnia, smacznej kawuchy. Z tego miejsca zaświadczam, że cokolwiek się nie stanie, to zdenerwuje się tylko na chwilkę, może nawet zasmucę, ale nie poddam i życzę tobie, tobie i tobie, wszystkiego co najlepsze. A, i proszę, oszczędźcie tylko tą kawalerkę, na razie podczas gotowania nie zapomniałam o garze na palniku, ale im bliżej ślubu, to…Kto wie.🤣🤣🤣🤣🤣

12 odpowiedzi na “Poniedziałkowo.”

Kasia, przecież przed ślubem lub jakimkolwiek fajnym wydarzeniem to norma, że wszystko się sypie. Ty jeszcze się nastaw, bo to nie koniec. Ale to oznacza, że na ślubie będzie wspaniale. <3 Co do pierścionka, poszukajcie w syfonach. Nie sądzę, żeby poleciał do odpływu, raczej się zagnieździł w syfonie. W zależności od syfonu, można to czasem sprawdzić i bez wzroku, a jak nie, to ściągnąć jakiegoś pana fachowca i poszukać. Może nic straconego. Co do Gdańska, to od pajpera i jego rodziny słyszałam bardzo negatywne opinie na tematy okołojaskrowe, bo oni stamtąd mniej więcej są, to swoje tam przeszli.

Stresik przedślubny… dzięki niemu w podcaście, który właśnie wtedy zdarzyło mi się montować przepuściłem pełną piersią wypowiedziane "zamknij dupę!"

To jest norma, że przed ważnymi wydarzeniami w życiu coś się sypie, niemniej będzie dobrze. Stresik przedślubny też rozumiem, a jakże.

A odnośnie różnych szpitalnych akcji, czy innych nieprzewidzianych, zanim wyrobisz dowód, staraj się nie rozstawać z aktem małżeństwa.
Z doświadczenia wiem, jakoś koło 36 tc wylądowałam w szpitalu, nie miałam jeszcze nowego dowodu, bo czekałam aż się wyrobi, ale coś mnie tknęło, żeby zabrać ze sobą akt małżeństwa, co rozwiązało problem dokumentu tożsamości. Pielęgniarka, która robiła przyjęcie na oddział nawet pochwaliła moją decyzję.

1. Stres prazed ślubem zawsze jest tak jak przed innymi różnymi ważnymi wwydarzeniami, ale wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. 2. Biedny złoty pierścionek, który zginął, trazeba go szukać, a jeśli się nie znajdzie to trzeba iść do jubilera i kupić sobie nowy. Ale drogie tam to wszystko jest.

@Żywek, uderz w stół, a nożyce się odezwą? Czy coś? xdddd. Nie nieee, spokojnie, złorzecznik nigdy nie napisze, ani dobrze, ani źle, ale ja wieeeem kto to jest, bo cały czas płyną złorzeczenia do mnie szerokim strumieniem, także ten. No tylko, że teraz mam w sobie więcej spokoju, żeby na to nie reagować jak jakiś czas temu 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink