Kategorie
Wpisy tekstowe

Trochę rozrywki – Czyli wybraliśmy się do teatru.

"Nieznane, zabierz mnie w nieznane, od szarości codzienności dalej. Na nienznane, zabierz mnie kochany, gdzie się nic nie dzieje zgodnie z planem".

Zacytowany powyżej tekst pochodzi z utworu zespołu Golec Łorkiestra – Nieznane. Jego refren bardzo pasuje do tematyki wpisu, z któym dziś przychodzę. 🙂

Pomyśleliśmy z Michasiem, że skoro koncert nie wypalił, to należałoby spróbować jednak spróbować się rozerwać w swojej okolicy. Granaty ciężko dostać, mango też, więc postanowiliśmy się rozerwać w sposób ukulturalniony i wybrać dostępną formę rozrywki. Jak na zawoładnie, z nieba spadł mail z teatru wybrzerze, gdzie byłam zapisana do newslettera i poinformowano o kolejnym spektaklu z audiodeskrypcją, który miał się odbyć szóstego listopada. Takie spektakle w teatrze wybrzerze w Gdańsku i Sopocie odbywają się co jakiś czas i otrzymywałam powiadomienia już wcześniej, jednak nie było tam żadnych interesujących mnie spektakli z opisu, chociaż z obsady wielokrotnie tak. Tym razem jednak do skrzynki mailowej wpadło coś takiego: Zapraszamy na spektakl z audiodeskrypcją pod tytułem szklana menażeria. Szklana menażeriaw przekładzie Jacka Poniedziałka i adaptacji Bartosza Cwalińskiego, w reżyserii Stanisława Chludzińskiego.
Laura odmawia kontaktu ze światem. Mówi się, że coś jest z nią nie tak. Zamiast rzeczywistości wybiera szklane figurki. Założenia te stworzył Tennessee Williams około 1945 roku. Jednak w naszym spektaklu będziemy wędrować w czasie, próbując znaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące inności, relacji rodzinnych, które naznaczają nas na całe życie, a także na to, czym te szklane figurki mogą być dziś. Może serialami, w których zanurzamy się okryci szczelnie kocem?
Odpowiedzi na te pytania poszukają bardzo młodzi twórcy.
Adaptacją tekstu Szklana menażeria na podstawie dramatu Tennessee Williamsa w przekładzie Jacka Poniedziałka zajmie się Bartosz Cwaliński. Reżyseruje Stanisław Chludziński, i będzie to jego dyplom reżyserski. Scenografia i kostiumy: Kalina Gałecka. Reżyseria światła: Monika Stolarska. Muzyka, video: Nikodem Dybiński.
Wystąpią: Anna Kociarz, Karolina Kowalska, Piotr Chys, Paweł Pogorzałek.
Przed spektaklem zapraszamy również na spacer sensoryczny, podczas którego będziemy mogli dotknąć elementów scenografii oraz rekwizytów.
Łeeeeee tam, lepiej by było dotknąć panów aktorów he he he he he 😛 szczególnie tego jednego, o niskim głosie. Ktooo to słyszał żeby coooś ciekaweeego było w macaaaaniu scenograaaafii spektaaaaklu ktooo! 😀 ale coooo ja moooogę, jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, proszę ja państwa. No więc małżonek się zgodził, troszkę pomarudził, że łeeee koszuuula, łeeee na gallooowo, a którą tą koszuuulę wziąć jeeeeeju jeeeeju jeeeeju. Jednak najlepsze założenie jakie mój małżonek może założyć w życiu, że trzeba robić co małżonka chce 😀 i na co ma ochotę. 😀 😀 😀 bo nic memu mężowi nie sprawia takiej przyjemności, jak sprawianie przyjemności małżonce, o tak!

Zapisaliśmy się tydzień przed spektaklem i zaraz po zapisach zaczęliśmy przyrządzać kolejny, smakowity eliksir samodzielnościowy. Mimo, że bilety były darmowe dla osób z niepełnosprawnością wzroku oraz ich opiekunów, postanowiliśmy rzucić sobie wyzwanie i pojechać do Sopotu samodzielnie. No prawie, z użyciem taksóweczki z racji, że autobusy praktycznie nie istnieją i z pomocy asysty w obrębie dworców, ponieważ sam spektakl miał odbyć się o godzinie dziewiętnastej, ale jak wiadomo, braliśmy jeszcze pod uwagę spacer sensoryczny o godzinie 17.30, więc trzeba było wyjechać odpowiednio wcześnie, żeby uniknąć ewentualnych rzeczy, które w samodzielnym podróżowaniu mogą się zdarzyć, wiadomka, opóźnienia, błądzenie i tak dalej. Wszystko jednak poszło bardzo sprawnie, przynajmniej w jedną stronę, asysty zadziałały prawidłowo, eliksir samodzielnościowy pity w małych dawkach przez cały tydzień zadziałał profesjonalnie. Jak go sporządzić? To proste. Do szklanki o pojemności 250 ml wrzucić trochę pozytywnego nastawienia, wrzucić na luz, koniecznie unikać co będzie jeśli, ale jak jednak nie, do tego dorzucić szczyptę odwagi. Ludzka pomoc i nawigacja również. Tak więc przed spektaklem udaliśmy się jeszcze do włoskiej knajpki, żeby zjeść obiadokolację, skoro romantyczny wypad we dwoje, trzeba romantycznie zjeść we dwoje w klimatach ciepło brzmiącego jazziku. Z pewnością proste w tym wyzwaniu było to, że wszystko było bardzo blisko siebie i w niedużej odległości od dworca, ale kto o tym wiedział, he he, my nie, więc to odkrywanie i eksplorowanie sprawiło nam niesamowitą przyjemność. Cieszę się, że nabieramy odwagi na takie spontany i chciałabym mieszkać w mieście, gdzie będzie to prostrze i nie będzie wymagało podróży międzymiastowych, daj Boże w przyszłym roku. Nie wiem czy zazdroszczę ludziom, którzy na takie spontany mają ochotę często i odwagę, może trochę tak. Cóż, nie każdy się z tym rodzi, ale każdy powinien to chyba ćwiczyć. Kilka egzaminów już za nami, ale ten uważam za wyjątkowo przyjemny i udany, może wykreślając to, że jednak lepiej o wieczornych porach jeździć na takie spektakle latem, bo cieplej, bo przyjemniej, bo jasno, bo ludzi więcej, a w razie jak pociąg się spóźni i nocą zajedziesz do miasta, to może zastaniesz taksówkę na postoju przed północą, chociaż nie, bo to pewnie zależy od miasta, które musi się rozwijać, a nie zwijać. W każdym razie, całkiem dobrze, że jest jeszcze korporacja, jedna i jedyna, która odbiera nawet w nocy i bezpiecznie przedostaliśmy się do domu.

Nie wiem czy pominąć fakt, że jak można było się spodziewać, osoby niewidome i słabowidzące zajmowały większość miejsc na widowni wraz z opiekunami, wszyscy w wieku…Jak to zwykle bywa, pozostawmy bez komentarza, nie wliczając kilku wyjąteczków. Obsługa widowni profesjonalna, pomogła zająć miejsca i rozdała radiowe odbiorniki dla audiodeskrypcji. Audiodeskrypcja na żywo to coś fajnego, na jakość osprzętowania nie śmiałabym narzekać, bo ważne, że w ogóle mieliśmy okazję skorzystać z takiego udogodnienia jak audiodeskrypcja w teatrze. Pan w reżyserce miał chyba ciut za głośno mikrofon, co i tak nic nie zmieniło, kiedy w pewnym momencie spektaklu rozbrzmiała muzyka o głośniści 200% normy, więc w lewym uchu pan z reżyserki, którego nie słyszałam, a do prawego mój osobisty audiodeskryptor mąż, który pana słyszał i podrzucał mi przez cały utwór: Tańczy na stoleeeee! Rzuca poduszkamiiiii! Na temat poprzedniego spektaklu uczestnicy bardzo narzekali, że audiodeskrypcja wcinała się aktorom w słowa, widzący opiekunowie mieli problem, żeby złapać o co chodzi w całym spektaklu. Na szczęście tutaj pan spisał się doskonale i bywały momenty, że kiedy zaczynał nakładać się aktorom na słowa, przerywał w połowie zdania i skończył chwilę potem, mnie to nie przeszkadzało. Zastanawiałam się tylko, dlaczego chwilami oddychał strasznie głośno i szybko przez nos…:D

Czy dam radę zrecenzować sam spektakl…Nie wiem, ale się postaram. Zacznę od tego, że mam wrażenie, że sam spektakl nieprzypadkowo pokazany był grupie osób niepełnosprawnych, albo to moja nadinterpretacja. W kilku bohaterach znalazłam podobieństwo na przykład do mojej matki, do kilku znajomych, a nawet do siebie, sprzed diametralnej zmiany życia.
W spektaklu szklana menażeria bierze udział czterech bohaterów, ale w trzech czwartych skupia się na trzech, czyli na rodzinie, o której opowiada. Pojawiają się również nawiązania do ojca rodziny, po którym został tylko portret na ścianie. W spektaklu przedstawiona jest rodzina składająca się z trzech osób. Matki – Amandy, córki – Laury, która jest główną bohaterką dramatu i syna – Toma, który całą tę historię opowiada w formie retrospekcji jako narrator. Rodzina przedstawiona jest jako niezdrowa i zaburzona komórka społeczna, w której relacje są bardzo złe.
Amanda jest matką bardzo apodyktyczną. Nie obchodzą ją potrzeby jej własnych dzieci, w zasadzie to nie daje im możliwości dojść do słowa w burzliwych dyskusjach, co rodzi kolejne konflikty. Sprawia wrażenie niedojrzałej, jak gdyby zatrzymała się w wieku nastolatki, wielokrotnie do tego nawiązując i wspominając ten czas. Wydaje się, że bardzo zmaga się z rolami, które przyniosło jej życie, w szczególności z rolą matki odnosząc w niej większe, lub mniejsze sukcesy, jednak nie może być inaczej, ponieważ wewnętrznie nigdy nie przestała czuć się dziewczyną.
Laura jest bardzo nieśmiała i zmaga się z jakąś postacią choroby psychicznej. Cierpi na nerwicę, w kółko ogląda te same bajki i słucha tej samej muzyki. Niczym skarb pielęgnuje tamagothi wierząc, że w tych maleńkich pudełeczkach kryją się prawdziwe zwierzęta. Tamagothi to tytułowe figurki ze szklanej menażerii. Często nie ma kontroli nad tym co robi. Mimo wszystko jest bardzo wrażliwa i na swój sposób próbuje nawet załagodzić spór brata i matki. Laura jest kukłą w rękach Amandy, która moim zdaniem, nigdy nie pogodziła się z innościami swojej córki i za wszelką cenę stara się gdzieś to ukryć.
Tom wyraźnie nie radzi sobie z trudnymi relacjami w rodzinie. W pewnym sensie, też jest obciążony psychicznie przez rodzinne złe relacje. Pisze wiersze, lubi to robić, chyba nawet dobrze mu to wychodzi, ponieważ dzięki temu ma szansę wyjechać. Rzecz tak cenna jak pisanie wierszy dla Toma, niejednokrotnie jest powodem do kpin Amandy. Jest jedynym członkiem rodziny, który pracuje i ją utrzymuje i próbuje radzić sobie z trudną sytuacją uciekając w alkohol i imprezy w pobliskim klubie mówiąc, że chodzi do kina. Matka i siostra zdają się wiedzieć i widzieć, że Tom jest nie tylko nieszczęśliwy, ale że codziennie je okłamuje w sprawie tego kina chociażby.
Wreszcie jim, który na scenie pojawia się jako ostatni bohater. To przyjaciel Toma i była miłość Laury z liceum. Sprowadzony do domu przez Toma na prośbę matki w zamiarze zeswatania go z Laurą. Wydaje mi się, że Tom upatruje też nadzieję na lepsze życie dla siebie i możliwość ucieczki, gdy tylko znajdzie się nowy opiekun dla matki i siostry. Jim jest szarmancki, miły i na początku nie domyśla się w jakim celu został ściągnięty na uroczystą kolację. Wszystko zmienia się, gdy z Laurą zostają sam na sam. Myślę, że Jim niesie przekaz, którego wielu osobom niepełnosprawnym często brakuje, wpędzając nas w kompleksy, zaburzając poczucie własnej wartości chociażby. Jim stara się cierpliwie wytłumaczyć, że każda inność jest wyjątkowa, każdy z nas mimo inności jest wyjątkowy, a wszystko to ma prawo bytu, istnienia i wystarczy tylko uwierzyć w to, że to nic złego, iść do przodu i nie zatrzymywać się na etapie bycia dzieckiem, jak Laura. Moim Jimem jest mój mąż, przynajmniej pewną jego częścią, bo ten bohater jest również poraz kolejny, jak możemy się przekonać, częścią dramatu Laury i całej rodziny.

Częściowo to spektakl o nadziei, żebyśmy starali się brać wszystko co najlepsze, nawet z tych złych momentów, które dzieją się w naszym dzieciństwie i wczesnym dojrzewaniu i każdych innych z późniejszego życia. Konteksty, do których spektakl się odwołuje to konteksty wczesnego dzieciństwa z lat dwutysięcznych, może nawet lat dziewięćdziesiątych. Przez to jak bohaterowie są ukazani bardzo łatwo możemy sobiez dać sprawę, że zagnieżdżanie się na stałę we wspomnieniach, w działaniach powoduje brak progresu i niełatwo się potem wydostać z takiej komfortowej, wypracowanej przestrzeni.

Spektakl gorąco polecam, chociaż pewnie w zależności od miasta i teatru jest inaczej wyreżyserowany. Tymczasem do następnego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink