Wczoraj zaprzężona w korowód towarzyszek płci pięknej, wybrałam się w miasto zwiedzać salony sukien ślubnych. Nie żebym się przygotowywała do mierzenia, czy coś…Tak po prostu, trzeba się zorientować jak to wszystko wygląda cenowo i jak wyglądać będzie. Wszędzie zgodnym chórem wszystkie sprzedawczynie mówią, jak brać, to tylko teraz, bo potem coraz drożej.
No to siup, błyskawiczna decyzja, do przymierzalni, bez przygotowania. Suknia za suknią, fason za fasonem, aż w końcu znalazła się ta jedna jedyna i została zakupiona. Zanim wyszłam z szoku, lista gości prawie ustalona, termin ślubu dokładnie znany będzie już w przyszłym tygodniu, aż tu nagle, kiedy prawie zasypialiśmy z Aleksem, nadeszło oświecenie. No ale co na pierwszy taniec? Ale czy w ogóle pierwszy taniec w naszym wypadku? No bo jak, jedno tańczy gorzej niż śpiewa drugie i tak dalej…No i w końcu nie wiem co z tego wyszło, bo chyba pytanie bez odpowiedzi, ale…Ale…W razie czego…To…Może to? Aleksie?
🤣🤣🤣