Kategorie
Inne Wpisy tekstowe

Bijan Marta – Nocne godziny.

Cześć!

Nie mam w zwyczaju recenzować tego, co czytam, w sumie nie wiem dlaczego. Może powodem jest to, że potrafię przeczytać sporo w jednym czasie i pewnie na konstruktywną recenzje każdej przeczytanej książki zabrakłoby mi czasu, o ile konstruktywnej recenzji w moim wydaniu można w ogóle powiedzieć. Może nie recenzuje też dlatego, że zarówno jak dużo potrafię wciągnąć powieści i to zazwyczaj jednego autora na jeden raz, tak duże w czytaniu potrafię mieć przestoje. Możliwe jest, że ten recenzjopodobny twór powstaje, ponieważ wypadałoby coś napisać…A tak naprawdę, to, jednak chyba dlatego, że chyba dawno nie rozczarowałam się tak książką, jak również super produkcją, którą z niej zrobili.

Coś o autorce. Martę Bijan na pewno kojarzycie z kilku utworów, takich jak: Mówiłeś, Milcząc, Nasze miejsce. Przyznam, że jej piosenki nigdy nie przypadły mi do gustu, krótkometrażowy film, pod tytułem Luna, który wyreżyserowała też nie objął mnie zachwytem, międzyinnymi dlatego, że nie lubię filmów krótkometrażowych. Postanowiłam więc dać szansę na razie jednej z jej książek – Nocne godziny. Może to będzie okrutne, co powiem, ale takie po prostu mam zdanie, jeśli ktoś jest od wszystkiego, to jest do niczego.

Zuzanna, Natalia i Wiktor to troje młodych, początkujących aktorów. Każde z nich właśnie dostało główne role w horrorze i przylecieli do Szkocji, gdzie w starym zamczysku, otoczonym mokradłami, wrzosowiskami, mają spędzić dwa miesiące na rzeczonym planie filmowym. Każde z nich, jeszcze przed przylotem wnikliwie przestudiowało scenariusz, a gdy się spotkali postanowili, że będą zwracać się do siebie imionami postaci, które mieli odgrywać, a dokładniej, mieli zagrać rodzeństwo. „To będzie najpiękniejszy horror na świecie”. Salla, Lamia i Kajl właśnie stracili rodziców. Ich dom to wielkie, stare zamczysko na klifie, owiane mgłą, przytulone do cmentarza i jeziora śmierci. Po stracie rodziców, zostali w tym upiornym miejscu zupełnie sami, a przynajmniej tak im się wydaje. Tak brzmi scenariusz horroru, w którym mają odegrać swoje wymarzone role. Bardzo szybko okazuje się jednak, że reżyserka filmowa ma zupełnie inny pomysł na fabułę tego horroru, w której powoli przestaje być wiadomo, co jest jeszcze rzeczywistością, a co już nie.

Jeśli to miała być książka grozy…To, z przykrością informuje, że nie przeraziła mnie, ale może to dlatego, że zalicza się do literatury młodzieżowej? 😛 Jestem na nie, nie bałam się iść nocą do toalety, ani wyjść na balkon, więc…Przykro mi, nawet klimat starego zamczyska, cmentarza i jeziora śmierci na mnie nie zadziałał. 😀 Książkę możemy faktycznie podzielić na trzy części i może to jest dobre, bo każdą część, dzięki temu, możemy ocenić z osobna. W pierwszej części jeszcze się nie zniechęciłam, obserwując spokojnie przeżycia młodych aktorów, którzy odkrywają mroczne tajemnice zamku i z coraz większą pewnością, każde z nich, orientuje się, że coś tu nie gra tak jak grać powinno. W drugiej części, myślę, że najbardziej ocenianej na minus przeze mnie, reżyserka filmowa Faustyna czyta dzinniki Salli, Lamii i Kajla, które zresztą sama kazała im prowadzić tak, jakby pisały to odgrywane przez nich postacie. No i wreszcie, dochodzimy do trzeciej części, która jest już epilogiem i na swój zagmatwany sposób ma połączyć wszystkie, poprzednie wątki i międzyinnymi okazuje się, że pisane przez aktorów dzienniki, były ich własnymi historiami, w które ubrali odgrywane przez siebie postaci, czyli to coś zupełnie innego, co pokazane było w części drugiej. No spoko, rozumiem chyba ten zabieg, trzeba zwiększyć liczbę stron, do samego końca nic nie może być takie jak się wydaje…Nie mniej, jak dla mnie, trochę słabe, myślę, że można to było rozwiązać zupełnie inaczej. Nie widzę zbytniego celu wkładania tu wątków z przeszłości bohaterów, poza bardzo szybkim i najprostrzym do wyłapania zabiegiem, powiedzmy psychologicznym, który niejako wyjaśnia nam, dlaczego boją się tego, czy tamtego i też bardzo mi żal, że zostało to tak prosto rozwiązane. Natomiast była rzecz, która mnie nawet w jakimś stopniu zaskoczyła. W jednym z wplecionych wątków z przeszłości była mowa o bardzo szybkiej utracie wzroku i jedyną możliwością jego odzyskania była operacja polegająca na przeszczepie gałek ocznych. Autorka pisząc książkę musiała orientować się, że jeszcze czegoś takiego nie było, chociaż ja właśnie przeczytałam, że ponad rok temu odbył się pierwszy, ale to mało istotne. Bardziej zadziwiający jest fakt, że rodzice bohatera, który na łeb na szyję wzrok tracił, kazali mu o tym nikomu nie mówić, zamknęli go w domu, jego świat ograniczył się tylko do łóżka i pokoju i oczywiście, nauczyciele do niego przyjeżdżali, a on nagrywał wszystko na dyktafon. Natomiast wszystko to, co zapadało mu z jakichś powodów w pamięci lubił notować i robił to w zeszycie, więc, no można by to podpiąć pod logiczny fakt, kiedy tracisz wzrok, ręka potrafi odtworzyć ruchy zapisywanych dawniej liter, podobno można coś narysować, ale po pierwsze, to nie do końca wiadomo, czy rzeczony bohater całkowicie zaniewidział, czy jednak jeszcze coś, coś…W każdym razie litery w trakcie tego niewidzenia zapisane są już niedbale, podobno nie wszystko da się odczytać. No ale to tam…Takie moje czepialstewko. Pozytywniejszą rzeczą, na temat tego bohatera jest to, że autorka albo zrobiła research, albo miała jakieś fajne, niewidomskie konsultacje, ponieważ siedząc w kawiarni, wyjął telefon z funkcją mowy dla osób niewidomych i wiecie co się stało? Podłączył słuchawki, żeby nikt tego nie słyszał, pomijając fakt, że rodzice zabiliby go, gdyby dał po sobie znać, że nie widzi, albo ktokolwiek dowie się o rzeczonej operacji przeszczepu gałek ocznych, o który wystarał się jego ojciec lekarz. Jak się domyślacie, przeszczep się udał i to byłoby na tyle z większych spojlerów. 😀 Autorka zaznaczyła w słowie od autora, że lubi pisać o tym co czuje, co ją dotyka. No więc pomyślałam sobie, że historia z przeszłości kolejnej bohaterki, która ukazuje te wszystkie przykre strony bycia influenserem, piosenkarzem, czy na przykład pisarzem, mogła być wzięta z osobistych doświadczeń autorki książki, chociaż mogą to być tylko moje przypuszczenia. Nie było tam nic, czego bym nie wiedziała, że tak się dzieje, nie mniej, no jeśli już musiało, to było dość fajne. Historia z przeszłości drugiej bohaterki nawet mnie poruszyła na samym jej końcu. Tutaj strata bliskiej osoby bardzo zmyślnie poprowadzona. Ok, łezka się może zakręcić, można nawet sobie rozważyć, co by było, gdyby to mi się przydarzyło, czy dałabym radę zrobić coś więcej, żeby uratować tą drugą osobę, która straciła życie trochę przez naszą wspólną, w tym wypadku nieodpowiedzialność, trochę przez nieszczęśliwy traf, co się do tego przyczynił. No i, w zasadzie dzięki tej historii i dalszemu biegowi akcji, ta bohaterka staje się trochę kontrowersyjna, bo albo możemy jej żałować, albo ją znienawidzić i stwierdzić, że wszystko co złe, było przemyślane. Ciężko tu opisać w jakiś spójny, logiczny sposób głównych bohaterów, niektóre wydarzenia nie zostały wyjaśnione, spójność narracyjna też pozostawia wiele do życzenia.

Jeśli zaś chodzi o super produkcję, to według mnie, jest jedną z gorszych. Mocna dyszka dla muzyki, ale jeśli chodzi o dźwięki, to albo słabe biblioteki, mały budżet, albo mała wyobraźnia co do konstruowania tej super produkcji w wielu momentach. Granie na rozstrojonym fortepianie brzmi jak, keyboardzik, pewnie przeciętny słuchacz nie zwróci na to uwagi, ale na przykład we mnie rozstrojone fortepiany budzą właśnie jakąś nutkę strachu. 😀 O, albo coś najbardziej rozwalającego chyba, kiedy rzeczony niewidomy wyjmuje swój gadający telefon, podłącza słuchawki, i, włącza dyktafon, naszym uszom ukazuje się dźwięk conajmniej odpalanego dyktafonu na kasety. Biję pokłony, xd. Ciężko złapać klimat, kiedy dialogi aktorów zlokalizowane są w zamczysku z fajnym pogłosem, ale ich kroki są takie, jakby szli po żwirze, z ledwością można to nazwać dywanem, a w dodatku bez tego samego pogłosu, który nadano na dialogach. No i chyba nie rozumiem też, po co tło kroków trwa przez cały czas, kiedy narrator coś tam sobie opisuje. O właśnie, narrator, więcej go było niż samej super produkcji, więc to mi się na pewno nie podobało, bo równie dobrze mógł powstać sam audiobook, bez podziału na role, dodaniu kilku dźwięków i muzyki, ale to tylko moje, oczywiście zdanie. Jeśli zaś chodzi o aktorów, to nie mogę zarzucić im niczego złego, a na kolejną dyszkę zasługuje moja ulubiona lektorka Ewa Abart. Nie rozczarowała mnie, jak zwykle. Nie mniej, postanawiam jeszcze się do tej autorki nie zniechęcać i sięgnę po dwie pozostałe i polecane książki.

15 odpowiedzi na “Bijan Marta – Nocne godziny.”

Wiadomo, różnym ludziom się różne rzeczy podobają i tego nie kwestionuję, do mnie nie trafiło po prostu.

Mnie się to przeczytało szybko, bo słuchałam przy robieniu wszelakich czynności w domu, żeby szybciej było.

@Kasia, też słucham przy różnych czynnościach domowych, ale ostatnio miałam gości, więc szło jak krew z nosa, dzisiaj jednak nadrobiłam nieco.

Miałam dać znać, gdy już przeczytam, no więc przeczytałam. Parę dni temu skończyłam, moje odczucia są podobne do twoich, Kasiu. Ani to chorror, ani żaden triler, a tak po prawdzie to sama nie wiem co. Generalnie książka dziwna, ale muzyka całkiem spoko, choć efekty dźwiękowe mogłyby być lepsze.

Prawda? Piona 🙂 polecam ci z super produkcji sprawę rusałki. Też może kiedyś to zrecenzuję, a jak nie, to rzucę wyzwanie tobie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink