No i stało się. Najgorsze z najgorszych, kataklizm wszechświata. Maszyna losująca i tym razem nie miała dla mnie litości i…Uwaga! Wylosowała dla mnie pioseneczkę disco polo. Załamka, dramat. No cóż…Ale wyszło lepiej od Martyniuka, którego kiedyś zmasakrowałam. Wiadomo, taka piękność nie brzmi w discopolo 😀 😀 😀
Ps: Nie krzyczcie, nie bijcie, bo i tak już się w nocy moczę.
Przychodzę dzisiaj do was z nie moim śpiewaniem. To znaczy…Moim, moim, a jakże, ale z piosenkami, które na tą audycję wyczesowego karaoke wybrała mi maszyna losująca. No…I…Bum tarara bum…Wypadło na? Rokiczanka – Lipka. Masakra i nie wiem co jeszcze 😀 ale…Łapcie.
Cześć 😀
Dawno mi się coś takiego nie przytrafiło. To znaczy, że pod wpływem alkoholi wysokoprocentowych przypomniała mi się piosenka, chociaż ciężko powiedzieć, że mi się przypomniała, bo moja podświadomość wiedziała o co mi chodzi, natomiast nie mogłam skojarzyć ani melodii, ani słów. Szczątkowo kojarzyłam tylko, że wokal był kobiecy i nienaturalnie podwyższony, nawet potrafiłam podać przykłady takiego wokalu w innych utworach, ale tego konkretnego nie. Wiedziałam też, że w refrenie ta dziewczyna śpiewa coś średnio charakterystycznego, nananana, lalalala, tarararara, co okazało się czymś nieco innym.
Wszyscy z mojego otoczenia mieli nielada zagadkę, ale ja chyba największą. Dopiero wczoraj olśniło mnie nagle, jak piorunem strzelił co to jest. No i to jest to!