Kategorie
Wpisy tekstowe

Nominacja od Julitki. Dziesięć rzeczy, bez których nie mogę się obejść.

Dzień dobry 😛

Przychodzę dzisiaj z wpisem dotyczącym jednej z dwóch nominacji zadanych mi przez Julitkę. Nie będę ukrywać, że nigdy nie lubiłam odrabiać zadań domowych, jeśli mi jakieś nie leżały to szczególnie i nawet nie siliłam się, żeby zadać sobie chociaż trochę trudu i polecieć po najniższej linii oporu. Miałam to szczęście, że jakoś zawsze się wymykałam spod nauczycielskiego bata i nigdy, przynajmniej z tego co pamiętam, nie wylało się, że zadanie zostało nie odrobione. Tak więc z tego miejsca dziękuję opatrznemu losowi i podziwiam tych, którzy cierpliwie, sumiennie odrabiali to, nad czym mnie się nie chciało nawet przysiąść. Inaczej rzecz się miała, kiedy jakieś zadanie mnie zaabsorbowało, sprawiło, że chciało mi się nad tym przysiąść, wykrzesać z siebie sporo energii i kreatywności 😛 myślę, że to wiadoma sprawa, że w powyżej napisanym tekście nie jestem jedyna. Do czego zmierzam, a no, dokładnie tak samo przekłada się to do obu tych nominacji 😀 obie są bardzo, bardzo fajne, ale free style to nie moja działka. W moim mózgu chyba nie istnieje coś takiego jak paplanie na zawołanie, jeszcze żeby to miało sens, jakikolwiek, tak jak winno być chyba w przypadku takiego free style. Co innego druga nominacja, tutaj wiele kombinacji nie trzeba.😃

Dziesięć rzeczy, bez których nie mogłabym się obejść? Odpowiedzi na to pytanie są trudne i łatwe za razem. Trudne dlatego, że nie umiem chyba sklasyfikować ich w piramidzie potrzeb, znaczy, co pierwsze, a co ostatnie, ale ok…Próbuję.

#1. Mój osobisty jasiek. Historia mojego jasieczka opiewa na lata sięgające mojego urodzenia. Waćpan jest ze mną od samego początku, został zakupiony przez moją mamę i od tamtej pory się nie rozstajemy. Jasiek z ptasim pierzem. Jedyne co było w nim zmieniane, to jakiś czas temu przesypane pióra do innej podusi, bo stara uległa już z racji wieku przetarciu w wielu miejscach. Sprawa z jaśkiem jest o tyle zaawansowana, że gdziekolwiek poza domem jestem, on musi być ze mną, ponieważ bez niego nie ma mowy o spaniu. Wszystkie inne jaśki ze sztucznym wypełnieniem będą mi za miękkie, za twarde, nie takie…Coś, jak księżniczka na ziarnku grochu ze mnie, 😀 dodatkowo, nie znoszę, kiedy ktokolwiek, oprócz mnie, kładzie na nim głowę. Nawet mój kochany narzeczony ma bezwzględny zakaz robienia tego i to wcale nie jest zbrodniczy akt braku miłości, czy chęci dzielenia się – co moje to i twoje. Po prostu każdy ma prawo mieć swoją świętość. Dla mnie jest to mój jasiek. Dwa razy w tygodniu dokładnie wytrzepywany, zmieniana poszeweczka, traktuję go po królewsku, jak członka rodziny.
#2. Krzesło do komputera. Posiadaczką takiego krzesła stałam się dopiero w roku 2019, bo dopiero w tym roku, mieszkając jeszcze w domu rodzinnym, stałam się również, po raz pierwszy w życiu posiadaczką swojego pokoju, więc mogłam kupić wreszcie obrotowe krzesło do komputera. Niekoniecznie zależało mi na wygodzie pracy przed komputerem, bo przecież to jeden z warunków, o ile nie główny warunek, który się powinno brać pod uwagę przy wyborze takiego krzesła. Odpowiednio wyprofilowane oparcie pod głowę, kark, podłokietniki, poduszka w trosce o lędźwie i taaakie tam…Wiecie. Trochę się tych krzeseł w sklepie naoglądałam i o nich nasłuchałam, ale postawiłam na całkiem zwyczajny, ale z miękkim siedziskiem, ponieważ moja potrzeba dotycząca tego krzesła była zgoła inna. Niezdrowa, nienormalna i nie wiem jaka, ale, co mi tam. Ja uwielbiam się na nim, najzwyczajniej w życiu, kręcić w kółko. Ot, kaprys jednego z blindyzmów, których już wiele nie mam, tak myślę. Nie wiem, dlaczego to uwielbiam, być może to zastępstwo odpowiednio dużej dawki aktywności fizycznej, której bardzo pragnę w większej ilości, niż zazwyczaj mogę sobie ofiarować. Kręcenie się w kółko na moim ukochanym fotelu mnie uspokaja, towarzyszy mi we wszelakich rozmowach, przy słuchaniu muzyki, pomaga skupić się kiedy muszę rozwiązać jakiś problem. Gdybym mogła mieć w domu huśtawkę, pewnie fotel nie byłby mi już tak niezbędny, o ile w ogóle.
#3. Kawa. Kawuszka, zawsze, musi, być! Gdziekolwiek jestem, nie wyobrażam sobie, żeby nie zacząć dnia od kawy. Nie jestem w tym sama na świecie, więc to nic nienormalnego, ani unikatowego. Niekoniecznie piję ją po to, żeby mnie rozbudziła, bo to akurat bardzo rzadko potrzebna rzecz, piję kawę, bo uwielbiam jej smak. Uwielbiam, gdy jest wręcz wrząca i parzy mnie przyjemnie w język. Wspaniałe uczucie, kiedy roztacza swoje ciepło po przełyku, gardle, wnętrznościach. Kocham zapach kawy, kocham smak kawy. To wszystko w połączeniu kojarzy mi się zawsze z czymś dobrym, z bezpieczeństwem, z czymś co zapamiętałam chyba z dzieciństwa jako coś dobrego. Nie pamiętam momentu, w którym zaczęłam tak bardzo lubić kawę, ale bardzo się cieszę, że tak się stało. Kawę lubię w każdej postaci. W naszym domu piję ją tylko z ekspresu, ale jeśli jestem gdzieś, gdzie mają tylko sypaną, rozpuszczalną czy inną, wypiję każdą. Co ciekawe, słodkości o smaku kawowym już mi nie podchodzą i kosmetyki też nie.
#4. Elektroniczny papieros. Rzecz bardzo niezdrowa, bardzo uzależniająca, a jednak. Malutki, elektroniczny wiesio, to się sprawdziło, co do rączki, to do buzi.😂😂😂😂😂 chociaż uważam, że u mnie uzależnienie chyba jeszcze nie jest w stopniu mega zaawansowania, mimo ponad dwóch lat styczności z nikotyną. Dwa lata, dopiero, albo aż 😀 ale działa to mniej więcej tak, że po kawusi obowiązkowo dymek, po całodziennym sprzątanku dymek, czasem po jedzeniu dymek i przed spaniem dymek. Dymek w rozumieniu moim…No…Około trzy, cztery buszki. 😛 póki jest, działa, nie brakuje olejku, potrafię nie palić nawet cały dzień, dopiero wieczorem wyjdę na balkon, ale jak coś by się z nim stało, to automatycznie działa to na moją świadomość, czy tam…Podświadomość i atakują mnie objawy dla typowego zespołu odstawiennego charakterystycznego dla palaczy.
#5. Słuchawki i klawiatura na bluetooth. Nie znoszę kabli, dlatego współpracuję z nimi jak muszę, czyli od czasu do czasu z applowskimi słuchawkami na kabelku, bo te małe słuchaweczki na bluetooth, w dodatku dokanałowe do mnie nie przemawiają. Chyba nie jestem stworzona do słuchawek dokanałowych, raz, że mi wypadają, dwa, że i bez nich w jakichkolwiek innych słuchawkach nie mogłabym się poruszać idąc na przykład przez miasto, nawet znaną trasą. Zdarza się, że robiąc coś w domu w słuchawkach na uszach wejdę w ścianę 😀 ale zasada jest taka, żeby mobilność w robocie w domu mogła być, no i podczas wyżej wymienionego kręcenia się na ukochanym fotelu, klawiatura i słuchawki na bluetooth muszą być. Słuchawki koniecznie z jak najbardziej wytrzymałą baterią, moje obecne wytrzymują na jednym ładowaniu ze dwa tygodnie, może trochę więcej, w zależności od tego jak długo je eksploatuję i czy pamiętam o ich wyłączaniu, czy pozostawiam je na noc w trybie czuwania, zapominając też przy tym wyłączyć kompika. 😀
#6. Moje odkurzacze pionowe. Wczoraj zostałam nazwana Monalizą czystości. Oczywiście przez mojego narzeczonego. Stwierdził, że blatów i sprzętów, które wchodzą w skład naszego aneksu kuchennego, żal dotykać, kiedy skończę je sprzątać. Inna rzecz, że w 95% części życia tutaj, muszę to robić przynajmniej 3 razy dziennie, bo nie znoszę smug, okruszków walających się, najmniejszych drobinek na blatach, w zlewie i tak dalej. Pozostałe 5% kiedy tego nie robię, zazwyczaj wynika z moich niedyspozycji fizycznych, czy psychicznych, jak u każdego człowieka. Dokładnie to samo tyczy się odkurzania mieszkania. Michał często śmieje się, że mogłabym być testerką odkurzaczy pionowych, czy łatwo je zniszczyć, zajechać i tak dalej. Najchętniej odkurzałabym kilka razy dziennie, ale żeby nie popaść w jakieś natręctwo, czy też mizofobię, ograniczam się do odkurzania raz dziennie, albo raz na kilka dni, chociaż przychodzi mi to z niesamowitym trudem, kiedy nawet już po odkurzaniu wyczuję pod palcami jakieś drobiny, kruszyny. Robię to naprzemiennie dwoma naszymi odkurzaczami pionowymi i jutro, z satysfakcją, z energią, z werwą, znowu to zrobię. 😛
#7. Ulubione seriale. Bez względu na wszystko, na to gdzie jestem, no, może nie z kim jestem, bo jeśli towarzystwo chętnie się integruję, to odkładam seriale na czas, kiedy będę we własnym zaciszu, ale tak, seriale koniecznie. Zazwyczaj pod koniec tygodnia, przedpremierowo muszą być obejrzane: Na sygnale, na dobre i na złe i leśniczówka. A podczas jedzenia posiłków z Michasiem oglądamy stare m jak miłość, kto wie, może kiedyś dojdziemy do momentu, gdzie będziemy oglądać na bieżąco. Seriale to lubię kolekcjonować i mam na swoim dysku kilka fajnych, przepastnych kolekcji, a kolekcjonować seriale lubię nie tylko ja, prawda? @Celtic1002 😀
#8. Kolorino, telefon i komputer. Celowo te trzy rzeczy wolałam zamieścić w jednym punkcie, ponieważ uznałam, że nie ma sensu rozbijać ich na 3, które pozostały mi do końca. Nie chciałam po prostu w tym przypadku pójść na łatwiznę i szybko się wykpić. Tak, proszę to docenić, 😀 :D. Kolorino od niedawna zamieszkało z nami w domu, a właściwie na pralce i nie sądziliśmy, że będzie aż tak przydatne. Niekoniecznie do tego, żeby się dowiedzieć, jak jesteśmy dzisiaj ubrani, chociaż po ostatnim wyskoku Michała do śmietnika w różowych dresach należących do mnie, o czym dowiedział się przypadkowo, bo akurat moja siostra wpadła z wizytą do nas, będzie trzeba swój codzienny ubiór monitorować, żeby nie było podejrzeń o jakieś gender.😂😂😂 my używamy kolorino tylko do pomocy sortowania prania i czasami, żeby upewnić się, czy ktoś nie zostawił zapalonego światła. Jeśli chodzi o telefon, no to u mnie w zasadzie jak u każdego, najczęściej służy do przeglądania komunikatorów, odpowiadania innym użytkownikom tych samych komunikatorów, ot, żeby zająć ręce. Czasami do używania aplikacji glovo, częściej do użytku aplikacji z serii seeing assistant home, move, czy seeing A I i wielu innych. Podobnie jak w przypadku komputera, chociaż w czasach, gdzie w telefonie można mieć dzisiaj wszystko to, co na komputerze, bez niego chyba jednak dałabym radę się obejść. 😛
#9. Książki i chwila samotności. Bywają okresy, że książki łykam jak pelikan, z niewielką tylko przerwą na seriale, jak było wyżej napisane. Działa to zazwyczaj bardzo schematycznie, to znaczy, jeśli zachwyci mnie thriller jakiegoś autora, zaraz muszę połknąć resztę jego twórczości, jeśli ją posiada. Tak było w przypadku Laili Shukri, Marcina Margielewskiego i Tanyi Valko. Jednakże wszyscy ci autorzy w swoich książkach poruszają tą samą tematykę, czyli kulturę krajów bliskiego wschodu, więc kiedy odczuwam, że mózg już nie nadąża, przestaje zapamiętywać, skupiać się, zaczynam się nudzić, przechodzę w fazę książkowego rozluźnienia i rozpoczynam jakiś krótki cykl książek obyczajowych po to, by zaraz potem wciągnąć się właśnie w kilka, lub kilkanaście porywających thrillerów pod rząd. Jeśli mam na to ochotę, czytam przez cały czas, podczas robienia obiadu, podczas sprzątania i tak dalej, ale zazwyczaj wybieram taki czas, żeby stało się to tylko chwilą dla mnie, gdzie nie ma mnie dla nikogo i mogę skupić się tylko na słuchaniu książki. Natomiast jeśli chodzi o chwile samotności, takiej typowej, bez nikogo, to raz na jakiś czas też jej potrzebuję. Z reguły jestem bardzo towarzyska i w życiu bardziej brakuje mi ludzi, niż doskwiera mi ich nadmiar, ale mam też takie coś, że lubię się gdzieś zamknąć, posiedzieć sobie w ciszy, albo posłuchać muzyki nie będąc widziana, słyszana przez nikogo. W kawalerce ciężko mi coś takiego osiągnąć i myślę, że Michał też ma takie potrzeby, bo mamy różne pasje, chociaż staramy się sobie nie przeszkadzać, nie wchodzić sobie z nimi drogę, zapewne błogosławionym będzie moment, kiedy nabędziemy mieszkanie dwupokojowe, żeby każdy taką chwilę samotności dla siebie wygospodarował.
#10. Muszki! Muszki! Muszki! Zastanawiacie się, jakie muszki, co? Hahaha, dziesiąta rzecz, bez której musiałam obchodzić się całe życie została tak nazwana przeze mnie i przez Michała, bo w zasadzie nie wiem, jakby ją inaczej nazwać i w sumie to nie wiem, czy nie przenieść by jej wyżej, bo chyba traktuję ją już na równi z jaśkiem :D. Muszki, moi drodzy, to inaczej głaskanie mnie, po plecach, po szyi opuszkami palców, ale tak delikatnie, jakby chodziła po mnie mucha. 😀 😀 :D. Nic bardziej, niż to, nie pomaga mi zasnąć, nie relaksuje i nie odstresowuje mnie. Podejrzewam, że gdyby ktoś zaproponował mi, że będę tak leżała przez cały tydzień i muszki będą chodzić po moim ciele, to by mi się nie znudziło, gorzej z moimi receptorami nerwowymi. 😀 a jeszcze gorzej, że to muszą być muszki tylko w wykonaniu Aleksa.

Nominacje.
Uff, udało się. Udało się sklasyfikować, zapisać, więc trzeba nominować. Na myśl przychodzą mi dwie osoby. @Celtic1002, @Marolk. Czekamy.😃😃😃

13 odpowiedzi na “Nominacja od Julitki. Dziesięć rzeczy, bez których nie mogę się obejść.”

Też nie mogę przekonać się do dousznych słuchawek na bluetooth. Mają bardzo słabą jakość i mam wrażenie, że mi zaraz wypadną.
Łączę się z Tobą siostrzanym uściskiem arystokratycznej dłoni, siostro-królowo czystości. Ja też lubię ją bardzo, a rzadko mam okazję stwierdzić z satysfakcją, że jest pełna i godna moich wymagań. 🙂
Proponuję szczerze obszerny wpis głosowy o odkurzaczu pionowym, bo ja się przymierzam, przymierzam i przymierzyć nie mogę. Kolejne recenzje mile widziane.
Co zaś do "muszek", w naszej rodzinie takie procedery nazywane są po prostu "myzianiem". 🙂 Mam to w genach, chociaż po dłuższym czasie przestało mnie to tak odprężać i uspokajać. Zjawsko, którego doświadczasz, to prawdopodobnie efekt ASMR. 🙂
Oczywiście nominację zaliczam, bardzo ciekawie się czytało!
Aleee, niedzielnik obowiązkowy!

co do niedzielnika, to wiadomka ;D przewiduję w niedzielę 😀

Co do recenzji, postaram się ją zrobić w przyszłym tygodniu. A co do samego już sprzątania, to cieszę się, bo w ciągu dwóch dni okazało się, że jest na pewno jeszcze jedna osoba, która ma tak jak my, oczywiście kobieta, także uspokajam Ciebie i siebie, gdybyśmy miały jeszcze wątpliwości, tak, wszystko z nami w porządku. 😀

O, dzięki za nominację.
Na dniach się jakoś przymierzę, bo muszę się porządnie zastanowić. 😉
Twój wpis bardzo przyjemnie się czytało. 🙂
Jakich słuchawek na Bluetooth używasz? 🙂

Też miałam wątpliwości co do bezprzewodowych a dousznych. A potem nabyłam Baseusy za 90 zł i mi się spodobały. I nie wypadały. I służą mi już chyba 4 rok. I nie, da się znaleźć blutusowe douszne, nie dokanałowe z dobrą jakością, nawet z na tyle dobrą, żeby jako tako brzmiało to na Teamtalku.

Jakich to ja słuchawek używam. Edifier 820, albo 830 bt. To są słuchawki zamknięte, więc nie każdemu się sprawdzą z racji, że naprawdę potrafią odciąć człowieka od otoczenia, chociaż ja z tej funkcji korzystam raczej przy ngrywaniu, bo rzecz jasna można je podłączyć też po kablu do komputera, ale nie ściskają głowy, tak jak któreś jblki, które są dużo mniejsze i nawet poręczniejsze, no ale tak ściskają głowę, że boli jak jasny pieron po kilku godzinach użytkowania. No ale pewnie z założenia zrobiono je do biegania, czy coś, żeby nie spadły. Natomiast co do moich edifierów, nie pamiętam dokładnie modelu, a pewnie musiałabym sprawdzić gdzieś w urządzeniach bluetooth, w każdym razie jest to któryś z tych dwóch, bo oba je mam. Jeden już średnio do użytku i to wcale nie dlatego, że się popsuły słuchawki, czy bateria siadła, ale problem w tym, że one od wewnątrz mają pokryte nauszniki tą skórą ekologiczną, czy jak to się tam, no i to po trzech, czterech latach zaczęło się rozrywać, gąbka wyłazi, no nie da się tego użytkować, bo chyba skrzywia to też słyszenie w nich. W tym modelu, który kupiłam po tym pierwszym w zasadzie gąbki można dokupić i wymienić, ale chyba nie po niewidomemu, albo przynajmniej ja nie widzę takiej możliwości, bądź nie umiem tego zrobić, a już niestety się rwie skóra znowu. Nie wiem co będzie następne, bo w kwestii trzymania na baterii są bezkonkurencyjne. Coś za coś, jak to mówią.

@Kasia spróbuj Soundblasterów. Nie będą raczej umywać się do słuchawek zamkniętych i jakość pewnie mają gorszą, ale za to są leciutkie, można w nich swobodnie łazić po domu i rozmawiać z ludźmi.

Kasiu, też polecam SoundBlastery. Leciutkie są i naprawdę fajnie się ich używa. 🙂
Mogłabym jeszcze polecić Marshalle Major 4, trochę cięższe od Soundblasterów, też nauszne, za niecałe 500 zł można je kupić, ale bateria w nich trzyma 80 godzin, więc no..

No popatrzę na nie pewnie niebawem, na te wasze polecajki, bo te edifierki trzeba będzie faktycznie wymienić, zanim do reszty się porwą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink