Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela dziewiąta.

Dzień dobry wieczór, cześć i czołem i wszystkie powitania świata tak na początek dla was! 🙂
Dzisiaj będzie raczej krótko, niewiele o kolejnych postępach w samodzielności, ale coś tam się znajdzie.
Otóż, od czego by tu zacząć…Hmmm…Od niedzieli do wtoreczku pomieszkaliśmy sobie u moich rodziców w domku i faktycznie…Pojechaliśmy nad to morze. Ja się nawet wykąpałam, w tej gloniastej wodzie, ale co by o niej lepszego powiedzieć to na pewno to, że była ciepła. To wspaniałe, że mogliśmy zabrać nad morze Aleksika, który to w swoim życiu był tam po raz pierwszy, ale jednak nie odważył się wejść do wody. Za dużo wrażeń, emocji i dźwięków naraz jak stwierdził, no ale nie raz jeszcze zdąży to zrobić. Ja też zwolenniczką wody, gdzie trzeba pływać to nie jestem, ponieważ nie umiem pływać i jak tracę grunt pod stopami to dostaje ataku paniki i już jest po ptokach 😀 ale na szczęście mam kółeczko duże, nadmuchiwane i tak sobie pływam i opalam swoje ciałko. Wyjazd nad morze zaliczam do udanych, końcowy wypad do kfc również ;D
W środę natomiast udaliśmy się do Łodzi. No i co by tu o tym wyjeździe powiedzieć na sam początek? To może tak…Nie pamiętam kiedy ostatnio w ciągu pięciu dni wypiłam tyle alkoholu, wydałam tyle pieniędzy i tyle się uśmiałam i tak fajnie się bawiłam w doborowym towarzystwie.😂😂😂😂😂😂 A jeśli chodzi o jazdę do samej Łodzi, to zarówno jak w jedną, tak i w drugą stronę były to podróże z przygodami. Nigdy! Więcej! Tlk! Nigdy! No właśnie…To była kara za zwlekanie z kupnem biletów, na pewno. 😀 Otóż, jechaliśmy sobie w jedną i w drugą stronę pociągiem o wdzięcznej nazwie – Flisak. W stronę Łodzi, wszystko było w porządku, a jakże…Ale tylko do sierpca. Jak to pewien nagłówek internetowy o zdarzeniu, które miało miejsce 16 sierpnia z udziałem tego pociągu głosił? Jedzie pociąg z daleka, ale w sierpcu stanął i już dalej nie pojedzie.😂😂😂😂😂 jakoś to tak było. Już w Jabłonowie czuć było, że coś jest nie tak, a w sierpcu przyszła jakaś pasażerka do naszego przedziału i powiedziała, że ten pociąg dalej już nie pojedzie i musimy wysiadać. No i cóż zrobić w takim wypadku? Nic, wziąć plecak na plecy, laskie, torebkie i wyjść na 35 stopniowy upał razem z innymi oczywiście. Swoją drogą tu bardzo ciekawa rzecz nastąpiła, bo dokładnie tak zrobiliśmy, a jakby tego było mało, nie byliśmy tym faktem w ogóle zestresowani i nie wiem kto raczy wiedzieć, dlaczego tak było…No przecież powinno się w tej niesamodzielnej głowie pełnej bojaźni i niesamodzielności w wielu sprawach włączyć SOS! Pomocy! Jesteśmy niewidomi! Co z nami będzie? Kto nam pomoże? Haloooo! A tu…Nic…No zupełnie nic…Wysiedliśmy i zaczęliśmy gawędzić z ludźmi i czekać, aż łaskawie nastąpi decyzja, czy ten pociąg jednak pojedzie dalej, naprawią to co się zepsuło, czy karocą nas powiozą dalej, albo inno dryndo na trytytkach…Interakcja z ludźmi szła jak po maśle, pomogli nam w końcu po upłynięciu odpowiedniego czasu przemieścić się na zastępczy autobus do Płocka, a stamtąd na dalszą podróż do Łodzi. No i tak sobie jechaliśmy, w opóźnieniu 120 minutek, dostaliśmy po butelcynie wody, po wafelcynie jakiejś, kakaowej…Zjedlim, wypilim…No i nagle konduktor się pyta, czy chcecie państwo skorzystać z asysty w Łodzi kaliskiej? No właściwie czemu nie, bo dworca nie znamy, ale tam się nie da, bo są remonty, więc ludzie chodzą, no to sobie poradzimy. Okazuje się, że konduktor jednak przejął się rolą licząc na to, że go nie opierdolą i po chwili wrócił z tymi słowy na ustach: Faktycznie, nie ma teraz możliwości asysty na kaliskiej, ale udało mi się kogoś mimo wszystko dla państwa załatwić, ktoś tam będzie na was czekał. Ha! Widzicie! Vipy mają zawsze lepiej. 😀 No więc podziękowaliśmy uprzejmie, dojechaliśmy do Łodzi, miła pani odprowadziła nas do taksóweczki, no i tu opowieść przyjazdu trzeba by zakończyć, bo w sumie nie bardzo wiem jak tu opisać jemy, pijemy alkohol, pijemy alkohol, pijemy alkohol, jemy, jemy, pijemy alkohol, pijemy alkohol, pijemy alkohol, śpimy, słuchamy muzyki pomiędzy tym wszystkim, śpiewamy na głosy piosenki, których oryginały znajdą się pewnie pod wpisem, no chyba, że ktoś to nagrał, ale jak można o o tym pamiętać, kiedy tyle jemy, jemy, pijemy, jemy, idziemy do sklepu i tak w kółko.🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣 Powrót z Łodzi również odbył się z przygodami i to nawet jeszcze większymi niż w tamtą stronę, rzekłabym. Otóż, siedzimy sobie wczoraj w taksóweczce, która wiozła nas z hotelu na dworzec kaliski w Łodzi i nagle…Nagle…Uświadamiam sobie, że, moi drodzy państwo, nie mam telefonu w torebce. No tak! No bo przecież sprawdzałam godzinę i pewnie odłożyłam go na łóżek hotelowy, ten małżeński, ten najwygodniejszy na świecie, ten najpodwujniejsiejszy, najwspanialszy…O nie! No i co tu robić? Może dlatego, że byłam z Szeleczką i Aleksikiem to nie włączył mi się po raz kolejny tryb SOS, ale po prostu zadzwoniliśmy do ludzi, czy jeszcze ktoś znajduje się pod hotelem i w te pędy odzyska mój telefon. Na szczęście okazało się, że tak i dojechawszy na kaliski, kolejną taksówką, drogą jak kolorino…A nie, no nie aż tak, ale dostaliśmy się na widzew, gdzie przekazano nam mój telefon. Droga z kaliskiego na widzew okraszona była…No jakby to rzec…Wrzaskami starszego pana taksówkarza, który to z natury miał raczej bardzo głośny sposób mówienia, aż mi się w głowie kompresor załączał w pewnych momentach, kiedy rozpoczęła się tyrada, że łoooj kieeedyś to byyyyło, budki telefoniczne na każdym kroku, kieeedyś to tylko na stacjonarny można było dzwonić, a teeeraz bez telefonu jak bez ręki, nooo taaaak! No ale w konsekwencji po odzyskaniu telefonu, wsiedliśmy do pociągu, marząc już tylko o tym, żeby w drodze do Malborka Flisak się nie rozdupcył po raz kolejny, bo po co? Sielance jednak bardzo szybko ktoś odrąbał łeb, bo w naszym przedziale jechała sobie pani z trojgiem dzieci. Dwóch chłopców i dziewczynka. Jeden z chłopców chorował na autyzm, ale dałabym głowę sobie uciąć, że jego matka chorowała na coś znacznie bardziej osobliwego, gdyż od samej Łodzi, aż do Rypina usta nie zamknęły się jej ani na chwilę i nieważne, czy ktokolwiek miał ochotę wysłuchiwać barwnych historii z jej życia o tym, że z jednym chłopem żyła lat dwadzieścia, drugiego pochowała, a teraz wraca skądś tam, gdzie jeden z chłopców poznał swojego ojca dopiero, bo ją zostawił jak ten chłopczyk miał cztery miesiące…Aleks dowiedział się, że mam piękne, zadbane stopy. Dowiedzieliśmy się również, że kiedyś warzyła 76 kilogramów, ale teraz waży ponad 100, bo syn z autyzmem nie sypia po nocach, no więc co ma robić? Tylko jeść, od jednego cukierka się zaczyna, na kilogramie się kończy…Wiecie jak to jest…Ona lubi dobrze i dużo zjeść. Dzieci niemiłosiernie kręciły się, a to po przedziale, zmieniając miejsca, stopy tak mi podeptały, że naprawdę nie sądziłam, że są jeszcze w całym kawałku. Autystyczny chłopiec biegał po korytażu, otwierał drzwi w trakcie jazdy, raz nawet uruchomił hamulec bezpieczeństwa. Owa pani walczy w swojej wiosce o równe traktowanie dla osób niepełnosprawnych i bardzo była oburzona faktem, że w tlk flisak nie ma przedziału dla niepełnosprawnych, bo jej syn może w każdej chwili dostać ataku padaczki i przecież nie każdy chce na to patrzeć, a lekarz przepisał leki, tylko chyba nie był świadomy co przepisuje i ona nie będzie synowi nic podawać. No i wszystko wylało się na pewnego pana z Ukrainy, który dosiadł się w jakiejś Łodzi i pani bardzo chciała go z naszego przedziału wyrzucić, mimo, że miał u nas swoje miejsce, no bo jakim prawem on się dosiada? Przecież ona ma tu dziecko niepełnosprawne…A jak już w końcu zrozumiała, że on musi z nami siedzieć i koniec, to nie pozwoliła mu opuścić podłokietnika, bo jej to przeszkadza. Potem go przeprosiła, a jeszcze potem wchodziła z nim w dyskusję, że ona to w zasadzie nie jest rasistką i nie rozumie, dlaczego ludzie gadają na tych ukrainców, że młodzi, że kraju nie bronią, tylko uciekają, bo przecież my też byśmy uciekali…A w ogóle to rosjan też rozumie, bo oni też na pewno tego nie chcą, to jest spisek Ameryki. A te rosyjskie przysmaki, mmm, najlepsze, kawior, szampan, jeszcze w latach osiemdziesiątych, jak przyjeżdżali do jej miasta z przysmakami i różnymi pamiątkami to nie mogła się doczekać. No i rehabilitacja syna, żeby była skuteczna kosztuje w miesiącu 5000, ale skąd na to brać? Już zrzutkę założyła, może ktoś wpłaci? Szkoda tylko, że w trakcie podróży wypaliła co najmniej z 10 papierosów, może jakby tego było mniej, albo wcale, to by na rehabilitację starczyło? Nie da się też zapomnieć jej rozmów przez telefon, gdzie przedstawiała się bardzo głośno z imienia i nazwiska dzwoniąc do prywatnej kliniki dentystycznej, w celu umówienia na usunięcie zębów syna pod narkozą, bo jest autystyczny. A kiedy osiągnęliśmy na mapie cel, Rypin, spływając potem do granic możliwości chciałam zacząć bić brawo…Nie wiem co chciałam, ale na pewno odpocząć w tym nieziemskim upale od dzieci, które biegały, tłukły się między sobą, a pani w zasadzie nic z tym nie robiła, albo inaczej, niewiele, bo przecież miała tyle barwnych historii do opowiedzenia i rozmowy telefoniczne a to z kliniką, a to z koleżanką do przeprowadzenia. No i faktycznie, nawet udało mi się zdrzemnąć, gdy w końcu wysiedli. Przez zawirowania z telefonem nie kupiliśmy nic do picia, mieliśmy tylko resztkę wody w moim plecaku na trzy osoby i ten przemiły pan z Ukrainy, otworzył sok jabłkowy i przelał nam dwa razy do buteleczki po wodzie…To było naprawdę bardzo miłe. A kiedy dojeżdżaliśmy do Malborka i miałam wstać z miejsca obawiałam się, że ono wstanie razem ze mną, ale na szczęście aż tak kiepskie tlk się nie okazało w przypadku upoconych do granic pasażerów, ale okazało się, że wyjście z pociągu jedną stroną nie było możliwe, bo jakieś pajace zastawiły je rowerami w sposób kompletnie nie do przejścia, a zanim zdążyliśmy przebiec na drugą stronę wagonu, pociąg…Odjechał…Łuchuuuuuu! 😀 Mogliśmy się drzeć, prosić o pomoc…Nic z tego…Tlk rządzi się swoimi prawami 😛 i pojechaliśmy na szczęście do Tczewa, to jest jakieś 15 minut od Malborka, a kiedy tak jechaliśmy, ten pan z Ukrainy zdziwił się, że nie wysiedliśmy i zdecydował się nie proszony przez z nas o pomoc, po prostu wyjść z nami z tego pieprzonego, przeklętego na śmierć flisaka i nam pomóc, przeprowadził nas na kolejny pociąg do Malborka i pojechał pewnie jakimś innym regio do Gdańska, gdzie docelowo miał dojechać. Pewnie już nigdy się nie spotkamy, ale jesteśmy naprawdę pod wrażeniem jego pomocy i bezinteresowności. Po zjedzeniu rosołu w moim domu rodzinnym, potuptaliśmy do naszej kwaterki i nagle…Kolejny, proszę państwa ząk tego dnia! Remont przed blokiem. Brakuje krawężników tam gdzie były, głęboka wyrwa z piachem w środku zamiast chodnika w jednym miejscu, bo po kilkunastu latach nic nie robienia nagle sobie wymyślili, nie wiem kto, ale go zabiję, że trzeba położyć kostkie brukowo. Ciekawe, czy pójdą dalej i wezmą się za nasze chaszcze…:D wtedy to może nawet podziękuję, ale człowiek tupta sobie zziajany, płynie potem i nagle taka zmiana? Po tygodniu nieobecności? Byliśmy pewni przez chwilę, że pomyliliśmy klatki.
Szeleczka jest z nami od wczoraj, aż do następnego poniedziałku. Dzisiaj robiliśmy przepyszne kanelloni, co prawda farsz mi nie wyszedł, bo po pierwsze, sypnęłam pieprzu zbyt chyżo i żwawo, a za mało wegety i soli, a po drugie, na 13 rurków makaronowych mogłam jednak zastosować pół kilograma mięska mielonego, a nie cały kilogram😂😂😂😂 no ale tera to już będę wiedziała. Nic się jednakże nie zmarnowało, bo zrobiliśmy kotlety miękcywe….Eeeee, wróć, mielone z tego pozostałego farszu i tym sposobem mamy obiad na jutro.
Ach, miało być krótko, a wyszło jak zwykle. To przepraszam generalnie, na śmietnik ze mną…Oj? Czyżbyś mi się żywuś udzielał? 😛 nie wybaczę ci, że nie chciałeś ze mną zatańczyć, kiedy miałam taki dobry flow 😀 a spotkanie z Pitefem, pierwsze i miejmy nadzieję, że nieostatnie zaliczam do mega, mega udanych. Super gość, polecam, zadbany, udany…A nie, bo zajęty…No to nie polecam. 😛
Na tą chwilę dobranoc, bo jeszczę muszę wstawić piosenki najczęściej śpiewane i słuchane do wpisu, a jutro może coś dodać, jak o czymś zapomniałam, ale raczej nie…:P

28 odpowiedzi na “Niedziela dziewiąta.”

Oj Katarzyna! Zajęty był, ale przyjechał! Proszę mnie tu takiej ironii nie wyplówać! Mnie takoż było bardzutko milutko i mam nadzieję, że niebawem znów się spotkamy!

Ależ jakiej ironi, pitefciu, przyjacielu mój piwny, wódce przeciwny, toż ja do cień z miłościo, z radościo, z piwem w dłoni tero na teamtalku, picia picia. Do następnego 😀 eee, czekaj…Piteeeef! Słyszysz mnie jeszcze? Kurła, chyba coś urwało…No w każdym razie jak masz w weekend czas, to wbijaj na weekend, mamy piwnice, to pójdziesz tam z szeleczką.

Dla takich pociągowych bab to powinno być specjalne miejsce w piekle 😛 Też kiedyś jechałem z taką starą, której gęba sie nie zamykała i chyba pomocniczo powietrze do mówienia pobierała uszami, bo do słowa dojść nie dawała. Jechała ze swoim, według niej, schorowanym mężem, który chyba wszystkie choroby świata miał, a sam jegomość chyba przyjął najbardziej odpowiednią strategię na to wszystko, bo miał wszystko w dupie i milczał jak zaklęty. Doświadczony ten człowiek pewnie wiedział, że małżonki nie przegada i nawet nie próbował :P.PS. Kto to Szeleczka ? 😀

Byliście z Natalią i ona nie umiała wam pomóc tylko jakiś gościu musiał z pociągu specjalnie wyjść? Jak dzieci we mgle. A wystarczyło intercity pojechać i asystę poogarniać.

„ona” może też nie do końca dobrze widzi, „ona” może nie potrafi ogarnąć dwóch osób niewidomych po długiej podróży z ciężkimi bagażami… Także no przepraszam ale nie każdy musi być we wszystkim zajebisty bo coś tam widzi.
A „gościu” nie wyszedł specjalnie, nie musiał, nikt go o to nie prosił, to była jego chęć pomocy.
Komentować to każdemu łatwo, ale ciekawe jakbyś był na moim miejscu, byś wziął swoich towarzyszy na barana i byś przeleciał przez cały wagon do drugiego wyjścia, i potem przez pół dworca na inny peron bo za kilka minut kolejny pociąg? Chciałabym to zobaczyć.

A jechałeś ty kiedykolwiek tlk, które ma 4 wagony z 8 możliwych i ludzie są upchani tak, że nawet ruszyć się nie da korytarzem i do teo jeszcze rowery wiszą/stoją?

Jechałem Panie Arkadiuszu, który uważa, że tylko hejtuję i bladego pojęcia o życiu nie mam. Nie wiem jak było w tej sytuacji, ale ja nie wstydzę się laski. Nawet jak mam przewodnika. Wówczas nawet zatłoczony pociąg nie jest problemem. Kiedyś w popijawę na korytarzu się władowałem, pijaczki też chciały mnie eskortować, ale do drzwi się dopchałem. Albo wy macie pecha do ludzi, albo usposobienie jakieś dziwne. Ludzie zazwyczaj sami chcą pomagać, ale nadużywanie tego… Coś innego pomóc komuś wysiąść z pociągu, a co innego stać potem i czekać na kolejny pociąg, kupować kolejny bilet. Sorry, ale trzeba mieć trochę szacunku do samego siebie.

POza tym, Karolku geniuszu nad geniusze, tlk to człon intercity, i tam że tak powiem również asysta obowiązuje 😉
Poza tym, autorka wpisu wyraźnie wspomina, że na intercity nie było już miejsc.
A tak poza wszystkim: Gratuluję udanej imprezy.
Pozdrówcie tam szeleczkę ode mnie.

Wszystko da się ogarnąc, ale jak masz więcej niż samego siebie do ogarniania to robi się tylekroć trudniej, ile więcej osób masz ze sobą.

karolku czy jak ci tam dali na hrzcie 🙂 czytanie ze zrozumieniem się kłania bo jak to Kasia napisała pan się tak przeją i nie proszony przez nikogo się tak przeją że postanowił sam z nimi wysiąść.

Przejął się, ale ekipa miała świadomość, że to nie jest jego cel podróży. Ja bym podziękował za taką pomoc, bo to nie fair, że ten pan potem czeka na kolejny pociąg i kupuje nowy bilet, bo przewodnik ekipy nie ogarnia.

Nigdzie nie napisałem, że imprezowałem z pijaczkami. Był tłok, pijaczki waliły z gwinta, a ja przeciskając się do drzwi znalazłem się między nimi. Tyle. Też chcieli mnie eskortować przez cały dworzec, też śmiali się, że poczekają na kolejny pociąg, ale podziękowałem. Tyle wynika z mojej opowieści.

„to nie fair, że ten pan potem czeka na kolejny pociąg i kupuje nowy bilet, bo przewodnik ekipy nie ogarnia”

Nie byłam ich przewodnikiem, tylko z nimi jechałam więc weź ze mnie typie zejdź. Nie nadaje się na przewodnika i nigdy nim nie będę bo również mam problem ze wzrokiem. Zapisz na czole i zapamiętaj.
A ten pan po prostu był miły. O nic go nie prosiliśmy, sam zaoferował swoją pomoc, jeśli tobie nigdy nikt takiej pomocy nie zaoferował to przepraszam, że tego nie zrozumiesz.

Karolek wylewa żale swoje frustracje jakieś, poszliśmy w jedną strone i tam były rowery, poszliśmy w drugą staly torby i maszynista ruszyl i to sie może zdarzyć każdemu więc jakie ma znaczenie że byliśmy z Natalią czy bez?, ja kiedyś w pendolino widziałem ludzi widzących którzy szukali wagonu 20 minut

Karolek nie wstydzi się laski? A to dobrze, bo my też nie, rozgarnialiśmy się naszymi na lewo i prawo i dziwnym trafem w tym flisaku bagaże i ludzie nie chcieli się rozstępować jak za dotknięciem różdżki, mimo głośnego przeeeepraaaaszaaam przeeepraaaaszaaam. Hm, to dobrze, że mówisz, że u ciebie to zadziałało, skoro u nas nie, to następnym razem będę miała w torepce młotek, albo tłuczek do kotletów, jak laska nie podziała, to w biegu wyjmę jedno z dwóch z torebki i rowery znikną, ludzie się opamiętają. 😀

Istotnym faktem jest to, że ten pan opowiadał, że ma niewidomego ojca w Ukrainie w Tarnopolu, więc może dlatego to zrobił. W końcu faktycznie, nikt go o nic nie prosił, nie byliśmy nawet świadomi, że wysiadł z nami w tym Tczewie, to się okazało dopiero na peronie. Także ten…Zluzujta majdy, nie ma co się denerwować, dobrze, że są tacy bohaterowie jak Karolek w razie jak będzie trza iść nie daj Boże do wojska, na pierwszy front kiedykolwiek, gdziekolwiek, to on pójdzie, a my się go chwycim, potuptamy za nim, albo poprosimy o pomoc i też dojdziemy. ;D 😛

Ja za nim tuptać nie będę bo mnie jeszcze w jaką dziurę wprowadzi… A nie…. Może jest lepszym przewodnikiem niż ja 😀 sprawdzę 😀

Swoją drogą, Karolu mój, troszkę się zdradziłeś, że musisz znać szeleczkę i chyba nawet naprowadziłeś mnie tym, kimże jest twe skrywane jestestwo pod tym sympatycznym nickiem z książek pani Francesci Simon. W końcu nigdzie nie napisałam jak szeleczka ma na imię, oczywiście eltenowicze wiedzą jak, 😀 ale guesty?

A, wiem czego zapomniałam dodać we wpisie. Kupiliśmy wczoraj taką bombową moskitierę na magnesy na drzwi balkonowe, nie ma jak to zabawa moskitierą 😀 coś zajedwabistego, to tak fajnie klika jak się rozsuwa i zasuwa 😀 i siatka na okno też się sprawdza. Paskudne latawczyki nas już nie nawiedzają 😀

A propos problemów w pociągu. Karolek, czy jak ci tam, weź no ty może się trochę opamiętaj. Jesteś typowym niewidomcem, dla którego to wszystko możliwe, i zawsze dasz sobie radę sam. Niestety, prawda wygląda inaczej, i poprzednictwo, autorstwo i czytelnictwo może zaświadczyć. Ja żyćko ogarniam, ale są sytuacje, w których jesteśmy zdani na kogoś. Sam nie dawno w łodzi miałem sytuację trywialną, od. Przejść na sąsiedni tor, czyli defacto nic. Człowiek który do mnie podszedł oświadczył, iż jego mama jest osobą niewidomą. A właściwie była, bo już nie żyje. Powiedział, że sprawi mu ogromną radość możliwość udzielenia mi pomocy. Zgodziłem się, zchowałem dumę w buty i pozwoliłem.

Ostatnio też jechaliśmy TLK i gdy by nie to, że do wysiadania zaczęliśmy sposobić się 2 stacje wcześniej, to też byśmy nie dali rady a niewidomy byłem tylko ja, oraz moja niedowidząca żona i widząca córka z koleżanką a rowerów było tyle, że…

Tak nieco z innej beczki.
Pozwolę sobie jako hmm starszy kolega na jedną radę.
Jeżeli coś się wam w sobie nie podoba, to teraz, właśnie teraz zacznijcie o tym rozmawiać i wyciągać ewentualne wnioski. Wielka miłość minie i przyjdzie szara codzienność. Ona zawsze przychodzi a nie da się problemów przemilczeć. Przemilczane wrócą kiedyś ze zdwojoną siłą. Życzę wam, jak najlepiej i właśnie dlatego o tym piszę.

Trudno się nie zgodzić z rafkiw i pitef, pełna zgoda, życie tak wygląda. Ostatnio słyszałem bardzo dobre określenie tyfloherosi, tacy goście co to uważają nawet za obraźliwe gdy powie się o nich, że są niepełnosprawni. Super blindman.

Rafkiw, powiem ci, że w zasadzie to się nie kłócimy, bynajmniej póki co trudno nas posądzić o poważne kłótnie, a rozmowy poważne i mniej poważne, są u nas na porządku dziennym, bo tu tak jak mówisz, bez tego się nie da i potem można się nieprzyjemnie zaskoczyć. Bez rozmów nie wyobrażam sobie związku, przyszłości, narzeczeństwa, małżeństwa, czy chociażby satysfakcjonującej bliskości między dwojgiem ludzi.

A, no i jeszcze tu zawaliliśmy w jednej sprawie, co do wysiadki i z tym się zgodzę bez jakiegokolwiek ale…Powinniśmy wyjść wcześniej z tej dryndy i przewidzieć właśnie coś takiego, jak rowery. Wnioski na przyszłość wyciągnięte hehe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink