Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela ósma.

Cześć 😀
Jakże dziś pięknie zaskakuje nas pogoda. Po deszczach i wiatrach wróciły upały, a w związku z tym, jutro najprawdopodobniej jedziemy się wypluskać w morzu, dwa dni przed wyjazdem do Łodzi. No i wreszcie, powolutku, coś zaczyna przeskakiwać w głowie i zaczynamy czuć się w tym domu jak w domu, a nie jak w hotelu. Wczoraj mój brat podłączył nam taki mały, 32 calowy telewizorek od samsunga, jakiś tam starszawy, bo to nawet nie gada. Mamy tam internety, fotowoltaikie, automatykie i informatykie, no nie wiem…Coś tam mamy, ja się nie znam, ale dla widzących się przydaje, a i my dzisiaj skorzystaliśmy. Tak mi przyjemnie mruczał do porannej kawusi.
Tydzień minął szybko, chociaż pracowicie, bo wydawało się, że w tym domu jest już wszystko co może być, ale jednak nagromadziło się drobiazgów i drobiazguńciów, które jednak trzeba było dokupić. No bo mopa to chcemy mieć z obrotowym wiadrem, od viledy i suszarkę na pranie też od nich, bo ta stara, która jest własnością albo poprzedniej lokatorki, albo właścicielki mieszkania, jest tak rozwierchutana i ślizga się na płytkach, robiąc już kilkukrotnie w nocy tyle hałasu, że baliśmy się czy nie pobudziła sąsiadów.😂 W związku z tym, latania było co niemiara, a przy okazji okazało się, że wspięcie się na drugie piętro do domu działa jak fitnes nie tylko na nas 😀 W to piękne niedzielne przedpołudnie chyba możemy już zażegnać sezon gości, którzy przychodzili zobaczyć ten jakże zacny obiekt naszej kwatery. No i Pawełek wczoraj wylewał z siebie kawę i nie tylko kawę, ale i siódme poty, bo zrobił jak na razie najwięcej kaw w swojej tygodniowej karierze, bo aż siedem.😃 Dlaczego Pawełek? No, to dość proste wyjaśnienie tegoż faktu następuje. Ciekawe, czy tylko my go tak nazywamy. Skoro ekspres jest firmy delonghi, no to od razu przychodzi na myśl kto? Paweł Delong :P😂😂😂 i wczoraj zaznajamiałam się razem z bratową z bebechami Pawełka. Tak…Dogłębnie go rozbierałam i macałam, co można czyścić, czym można czyścić. Oglądałyśmy filmiki jak odkamienić, ale nadal nie wiem, jak mogę przeczyścić tą naszą dyszę do ręcznego spieniania specjalnym płynem do czyszczenia systemu mlecznego, bo albo nie umiemy szukać, albo to wystarczy wypłukać tylko wodą po każdym spienianiu jak każą. No i jeszcze, dali mi w zestawie osiem tableteczek i też nie wiem, gdzie Pawełkowi te tabletki wsadzić, bo chyba nie w dupkę? Znaczy…W ten…Zbiornik z wodą? 😀 ktoś coś? Ja taka nie teoretyczna jestem, bardzo lubię czynić praktykę we wszystkim, bo często jest tak, że czytam jak coś zrobić, ale tego nie rozumiem, dlatego tu właśnie przydała się moja bratowa, która uczyła mnie jak wyjąć i umyć blok zaparzający. No, tylko…Włożenie go już nie było takie proste jak wyjęcie 😀
Dość o Pawełku. W tym tygodniu z pewnością czuję się już dobrze zorientowana w naszej kuchni, bo wszystko idzie dużo szybciej i na razie udaje nam się uniknąć jakotakiej nerwówki. No chyba, że Aleksisko wypije wodę, albo zje owsiankę z saszetki i zapomni wyrzucić pustą butelkę, albo saszeteczkę po owsianeczce, bo właśnie leci bardzo absorbujący mecz i…Potem, przy sprzątaniu ja się bardzo denerwuję 😀 A właśnie…Owsianki…Odkryliśmy takie pyszne, lubelli w kauflandzie. Rozmiarowo są duże, bo mają 180 gram, ale wówczas mają mniej wariantów smakowych. No i są też mniejsze, w tym momencie nie pomnę ile mają gram, ale sporo więcej wariantów smakowych. W kauflandzie znajdują się gdzieś przy pieczywie. Bardzo sycące i długo trzyma, chociaż z tego co jest napisane na opakowaniu, cukier jest tam chyba na siódmym miejscu. Zamówiliśmy sobie trzydzieści sztuk w internecie, bo bardziej się opłacało biorąc pod uwagę, że jemy czasem nawet dwie dziennie, do śniadania i kolacji, albo zamiast. Mikrofala pomaga nam najczęściej jak na razie, a na pewno mi pomogła ostatnio w zrealizowaniu szalonego planu na kolację. Kupiłam przepyszny ser wędzony w plastrach i konfiturę z rzurawiny. Zrobiłam sobie pyszne kanapeczki z tym cudnym serem, zagrzałam w mikrofali, chociaż lepsze by były z opiekacza, ale tego na razie jeszcze się boję, a jak osiągnęły odpowiednią ciepłość i przyjemność, to wyjęłam te moje cudeńka i z namaszczeniem rozprowadziłam po nich konfiturę rzurawinową. Nnnno po prrrrossssstu, co to było za niebiańskie wrażenie. Chcąc powiedzieć to tak…Zwyczajowo…Hamsko i przyziemnie…Orgazm w gębie.😂😂😂😂😂😂😂😂 a nauka zapewne prostego robienia kanapeczek w opiekaczu nastąpi w Łodzi, ponieważ znalazła się taka jedna, odważna duszyczka, co to do Łodzi ma tylko godzinkę autobusem i ten opiekacz weźmie, bo ileś osób stwierdziło, że tosty muszą być. No dobra, jak znam życie, pewnie nikt nie będzie chciał tak czy siak, no to ja wtedy się szybciutko nauczę je robić. My mamy taki opiekacz, ten biedronkowy, Hoffen, Hoffer, jakiś taki. On jak się nagrzeje to termostat tak fajnie trzykrotnie pyka, no i można się tym sugerować, żeby włożyć tosty, a potem jak się skończą piec, to znowu pojawia się trzykrotne cykanie i znak, że można wyjmować. No ale jeszcze chwilka…A strach przed tym urządzeniem przestanie mieć wielkie oczy. Śmiałam się, że pierwszy raz do naszej kuchenki elektrycznej będę ubrana jak lekarze wchodzący na oddział covidowy. 🙂 a potem też poleci z górki.
W tym tygodniu udało się znaleźć prostrzą drogę do śmietnika, zaznajomić z drogą prowadzącą do sklepu, takiego małego sporzywczaka, a także wypucować każdy możliwy milimetr tego domostwa odpowiednimi środkami chemicznymi 😀 Aleksik był w raju, kiedy obczajał naszą pralkę electroluks time manager, co również się udało. Pralka fajna, pokrętła skokowe, wszystko eleganckie, czasem nawet sobie ponoć gadają z moim pionowym electroluksikiem. 😛 a wczoraj umyłam podłogę mopem viledy, tym z obrotowym mechanizmem wyciskania w wiadrze, tylko trochi za dużo płynu wlałam do wiadra względem wody i musiałam pomagać sobie jeszcze ręcznie, ale umyło się miodzio z malinką.
Za chwilę udajemy się do mojego rodzinnego domku na obiad, a ponieważ jutro jedziemy nad morze, następnego dnia jest święto, no to już tam zostaniemy na kilka dni. Lala i tata najbardziej z tego faktu się ucieszą. ;D
A na koniec, trzeba wam powiedzieć, że mam straszną owadofobię. Nie umiem rozróżnić, czy to mucha, pszczoła, czy osa, więc zachowuję się co najmniej histerycznie jak coś koło mnie lata. No i tak, zrobiło się ciepło, więc te corrrwy się pobudziły i wpadają nam tu przez balkon do domu. Sama nie wiem co to jest, wczoraj widzący mówili, że pszczoły, dzisiaj siostra mówiła, że u niej są osy, jest wysyp, więc kuźwa nie wiem co to jest, ale chciałam na śniadanko zagrzać sobie kotlecika z piersi kurczaczka, dać na niego mój ukochany, wędzony ser, ale jak usłyszałam, że mi coś lata po kuchni i bzyka, to kotleta zjadłam już na zimno, herbatę piłam w locie po domu.😂😂😂😂😂😂😂 także…My tu mamy takie atrakcie. Jedyne w czym się chamuję, to w krzyczeniu, staram się, bo nie da się mniej, wydawać krótkie piski 😀 już myślałam, czy by nie iść po sąsiada, co by mnie zgładził to tałatajstwo, czymkolwiek ono jest, ale siostra wskoczyła na rower i przyjechała to zrobić. Więc póki co, siedzimy przy zamkniętych oknach i balkonie, a jak się wróci z Łodzi, albo może jeszcze jutro znad morza, to trzeba kupić moskitierę na balkon i siatkę na okno, bo inaczej, ja śpię i jem w łazience, może tam nie wlecą xd. A mój kochany Aleksik to jest dopiero agencik, nikt tak jak on nie podsyca mojego strachu. Wczoraj robił pranie i wieszał je na balkonie i słyszałam tylko: ooo, pszczółki, chodźcie do wujka, ooo jedna tu siedzi sobie na moim krzesełku, a tu siadają na pachnącym pranku, no chodź, zobacz sobie rączką. ;D on jest okropny 😛
No dobra, to na tyle będzie tego pitolenia. Czas się ubierać i zbierać, także…Do następnego. Po powrocie z Łodzi zameldujemy się z Szeleczką.

17 odpowiedzi na “Niedziela ósma.”

Toster czy opiekacz nie gryzie i nie Żądli a oparzenia i tak nie unikniesz. spróbuj po prostu do zimnego włożyć, a potem już do gorącego. W sumie jak tylko dwie kanapki robisz to i tak można do zimnego włożyć, a przy wyjmowaniu tylko łopatką drewnianą / sylikonową sprawdzasz, czy do góry się nie przykleił, no bo tostem się nie oparzysz, ale jak dotkniesz blachy to już tak, no i podważasz i przekładasz. Kolejne już na oko, ale z pomocą łopatki też się da. Ponownie uważam, że widzący ci tego nie pokarze. No i ciekawy jestem ile wytrzymasz takie bałaganiarstwo Aleksa.

Czytam, śledzę każdy wpis i kciuki trzymam żeby Wam się dalej wiodło bez przeszkód i niechcianych niespodzianek. Ps. Dobrze zrozumiałam, że w Łodzi mieszkasz?

Tak jest. Trzymamy kciuki. Wpis jak zwykle optymistyczny, proza życia ubrana w smakowitą formę 😀 Blog dodałem do śledzonych, lepiej późno, niż wcale 😛 Z opiekaczem, grillem czy innym buchającym gorącem sprzętem jest faktycznie tak, że się prędzej czy później oparzenia nie uniknie. Powoli do przodu, a nie będzie to takie straszne. A… i z latającymi bzykadłami też mam taką fobię, może nawet większą, bo mnie kiedyś za dzieciaka osa w język upierd… ugryzła i od tego czasu przeklinam łamane na gadam głupoty, zależnie kogo zapytać 😀 Pozdrowienia.

Jak się dojdzie do wprawy, to i ręką. Inna sprawa, że faktycznie, do drobnych poparzeń idzie się przyzwyczaić. Gorzej, jak się chce 4, bo wtedy te dwa kolejne trzeba włożyć do rozgrzanego opiekacza, ale tu niestty żadna teoria nie pomoże. To jest typowo coś, co się robi na wyczucie.

Ja bym ręką nie robił, właśnie dla tego, że czasem przykleją się do pokrywy i niby to czuć po wadze pokrywy, ale też nie wiesz czy prawy czy lewy się przyklejił.

Drogie czytelnictwo! Do tostera kanaperki można włożyć także pomagając sobie drewnianą łopatką. Obmacaj ty sobie Kasiu toster na zimno. Jak go już odpowiednio zmolestujesz, dojdziesz do wniosku, że po środku jest jedna, prosta, pionowo ułożona linia. Nic prostrzego, jak tylko nagrzać toster, dołożyć sobie tę łopatkę pionowo uchwytem do góry do tej kreski a można to sprawdzić przesówając ją wzdłóż po linii, i teraz tylko w drógim łapsku trzymasz kanapkę, układasz równiutko do łopatki, a jak już to zrobisz, to tą łopatką od góry i dołu kanapki badasz sobie ile masz miejsca w tej tzw. wkładce, czy trzeba tost przesunąć delikatnie w górę czy w dół. Ja do robienia tostów mam taką praktykę, że zostawiam je na 3 min, i nie ważne, ile razy toster sobie cyknie. Taka metoda pozwala serowi się rozpuścić, a pieczywu być miękkim.

Drogi pitefie, pragnę nadmienić, że nie w każdym tosterze jest wspomniana przez ciebie linia. zgadzam się jednak z przedmówcami. Opiekacz nie gryzie.

Są też opiekacze z wymiennymi płytkami. W śród nich jest taka gdzie tej pionowej środkowej kreski niema, to są płytki co je nazywają grilowe, ale na nich chlebuś tostowy fajnie się układa, także jak coś to polecam.

Najbardziej uniwersalny będzie chyba jednak elektryczny grill, ale taki zamykany, a nie, że płaska płyta bez przykrywki. I mięsiwo się na tym zrobi, i tosty zapiecze.

Jak grill to żeby miał miejsce do skapywania tłuszczu z mięsa. Pod inne trzeba coś podkładać.
Grill jest też dobry, bo płytki można wyciągać i myć, wymieniać jak trzeba.
Przy wyborze sprawdźcie wyczuwalność skokowości regulacji temperatury lub wyboru programu. Mięso, ryby czy chleb potrzebują różnego nagrzania.

Tak takie z szufladką na tłuszcz. Nam się ta regulacja popsuła, pokrętło lata jak świński ryj w korycie i trzeba na wyczucie i zapach temperaturę ustawiać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink