Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela jedenasta.

Dżem dobry, marmolada jeszcze lepsza. 😛
Naprawdę, muszę popracować nad kreatywnością, bo poza pomysłami na fajny roleplay w popmundo, kończą mi się pomysły na powitania dla was.😀
Dzisiaj to w zasadzie będzie krótko…A nie, to też już było, no, ale dzisiaj to naprawdę będzie krótko, bo ten tydzień, jest praktycznie absolutnie wykluczony z jakichkolwiek osiągnięć i dokonań kulinarnych, życiowych i jakichkolwiek. No, ale jestem zdania, że cokolwiek by to nie było, niedzielom musi stać się zadość, jak pisać, to pisać. Może nie tak do końca lać wodę, ale coś napisać. No chyba, że już naprawdę nie będzie o czym. Jak zasiądziem w fotelach, po przygotowaniu własnoręcznie kaczki w borówkach i uznamy, że teraz pozostaje tylko siedzieć i pierdzieć w te fotele, to nie będzie co pisać w niedziele😂 ale do tego to jeszcze kupa lat. Przed nami niedokładnie obrane ziemniaczki, następnie trochę lepiej obrane, niż niedokładnie, ale to jeszcze nie to, a potem już w zasadzie dobrze obrane, ale w kostkę i tak dalej i tak dalej. To tak apropos tego, że ktoś ostatnio pytał, ile jeszcze będzie tych niedziel? No to wydaje mi się, że póki nie umrę, ale głowy nie dam haha.
#Poniedziałek. Nic szczególnego, poza tym, że towarzyszył nam smuteczek po odjeździe szeleczki, a potem miałam 3 godziny przymusowej posiadówki u fryzjerki. Z godzinnym opóźnieniem usiadłam na fotelu, tak, zupełnie jak u lekarza, robiłam jak zawsze balejaż , włosiska mam gęste, grube, więc trochę to schodzi, potem czekanie na mycie głowy przez praktykanta…Brrrr, dlaczego ja! 😀 no dobra, fajnie mi umył tą głowę, szarpał jak Reksio szynkę.🤣🤣🤣🤣 czyli jak lubię. Strasznie nie lubię miziania przy myciu głowy, lubię czuć jak paluchy szorują mi skórę głowy, może nie paznokcie, ale opuszki, tak dokumentnie, to jak najbardziej. Mam wtedy może mylne, ale tylko wtedy wrażenie, że mam umytą głowę. No a potem suszenie i prostowanie. A potem, powrót do rodzinnego domciu i ten znienawidzony kapuśniak……Nigdy nie będę się uczyć tego gotować…Nigdy! Chociaż Aleksik go uwielbia. Kapuśniak, wątróbka, rosołek, żeberka w każdej postaci i gotowana/smażona łopatka nie zagoszczą w naszym domu. Nie wiem o czym ohydnym zapomniałam, ale tak…:P na pewno nie mogę zapomnieć dodać, że mój ukochany zrobił kolację. Tak, zrobił kolację. Ja wiem, że to wydaje się niemożliwe, bo przecież moje kanapki są lepsze, ale mój kiciuś zrobił kolację. Ugotował jajca, nie swoje oczywiście i pięknie obłożył ich połowami talerz, a mnie zostało się je tylko pomajonezować. Do tego kanapeczki z roladą ustrzycką, mniam! Oj, dawno tak dobrze mi po kolacji nie było.😂
#Wtorek. Ach, co to był za dzień. Ileż ja się w tym dniu rzeczy dowiedziałam i nauczyłam, huhu. Zapowiadało się magicznie. Śniadanko, kawka, muzyczka, mama wpadła z drobnymi zakupami, bo coś tam dla nas kupiła, a przecież mówiła, że nie będzie, że to kłopot…No w pewnych sprawach to dobrze, że u niej kończy się tylko na gadaniu. Tego dnia na obiad miały być gołąbki, te domowe, pysznościowe, leżały w pojemniku w zamrażarce, czekając aż je pańcia wyjmie i rozmrozi i przygotuje na obiadziszcze. Tak, tak było. Pańcia zwlekła się z rana z wyrka, wyjęła, żeby się rozmroziły. Zanim jednak dojdziemy do finału tej historii, musimy się cofnąć do momentu pakowania różnorakich produktów do mrożenia przez moją mamę w różnorakie pojemniki. Otóż, ona preferuje pojemnikowe wszelakie zbieractwo, na przykład takie pojemniki jak po lodach marletto, jak się je dobrze wymyje, to są u niej wielorazowego użytku, pffffeee! No u mnie coś takiego po maksymalnie jednym razie do śmieci, wielorazowe pojemniczki to się kupuje, myje, używa, myje, używa, myje, używa. No i takich wielorazowych to u nas jest w bród, kupnych, twardych, stabilnych. No ale los tych nieszczęsnych gołąbków został zapisany w ten cholerny pojemnik po lodach marletto z biedronki, bo dlaczego nie. A jakby tego było mało, bo nieszczęścia chodzą parami, to lody marletto, jakąś tam część też dostaliśmy na wynos, ale w pojemniku wielorazowym właśnie, bo dlaczego nie. Tylko jak to bywa z niektórymi osobami widzącymi żyjącymi z niewidomymi na co dzień przez lat 28, nie uznają za stosowne poinformować cię, drogi niewidomy członku rodziny, co znajduje się w jakim pojemniku, tylko dostajesz okrojoną instrukcję, tu masz, dwa pojemniki, jeden z gołąbkami, drugi z lodami. No ok, bierzesz w torbę, idziesz do chaty, czy przychodzi ci na myśl zastanawiać się/pytać, czy w tym po lodach są gołąbki, a w tym wielorazowego użytku lody? No może tutaj właśnie, drogi niewidomy użytkownik pojemników od mamusi robisz błąd, bo jednak czasami warto o taką oczywistą, nieoczywistą rzecz zapytać, żeby się potem nie okazało, że we wtorek, o godzinie 13, chcesz przygrzać gołąbki z sosem w mikrofali, bo się rozmroziły i zjeść z chlebkiem, a tu nagle słyszysz od ukochanego: Kiciusiaaa! Te gołąbki to coś słodkie są. Co? Jak słodkie, no kapusta raczej gorzka nie jest, no to może i słodkawe. Słyszysz ponownie charakterystyczne ciamknięcie upewniające się na temat słodkości gołąbków: Eeee, jakby z konfiturą? Coś ty rozmroziła…Z jaką, kurwa, konfiturą? Zanosisz się śmiechem, idziesz spróbować? Loooodyyyy! Sernik jagodowy marletto! Zajebiście! Tylko dlaczego w pojemniku wielorazowym? W tym momencie opadają ci ręce, stanik, majtki, bo rajstop w sierpniu nie nosisz jak mniemam, no i biegniesz do lodówki rozmrozić te prawdziwe gołąbki, ale tym razem po wyjęciu pojemnika z zamrażarki otwierasz go i wąchasz, kurła, ten zamrożony na kość materiał. Mimo wszystko czujesz kapustę i przynajmniej wiesz, że nie było tym razem opcji, żeby się pomylić. No to jak tu to szybko rozmrozić, przecież jesteś głodny jak sto diabłów. Hm, może do mikrofali, na rozmrażanie? No dobra. 10 minut i nic. W internecie piszą, że godzinę trzeba. Eeee, dobra, wpierdzielasz to do gara, z desperacją i głodem wielkim jak arabski członek…Już ci nie zależy, czy się zrobi zupa gołąbkowa, czy jednak ugotują się w całym kawałku. Ty chcesz jeść! Tak potwornie chcesz jeść! Rozumiesz? Kiedy twój widelec w ręce informuje cię po czasie, że gołąbki zrobiły się miękkie, gorące i można je wyłączyć, chcesz je zjeść, ale uświadamiasz sobie, że w domu jest samiec alfa, którego trzeba nakarmić i już wiesz, że gdyby nie ta pomyłka i to czekanie przez nią, ilość tych gołąbków by ci wystarczyła, żeby się najeść, ale w obecnej sytuacji……Po prostu zjadasz to, jakby to był posiłek pierwszy od tygodnia. Samiec alfa coś tam mamrocze, że rozwodnione, że coś tam teges, śmeges, ale dla ciebie są najlepsze! Ukochane! Wyczekane. A kiedy tak już kończysz zjadać i stajesz przed stertą garów do pomycia, z całego bodaj dnia, twój oszukany żołądek prosi cię o sprawiedliwość. A w tobie rośnie agresja! Bunt do świata. Więc tłuczesz się tymi garami, a kiedy wreszcie kończysz, dajesz ostateczny upust agresji i dzwonisz do mamuśki! Czemu dałaś mi gołąbki w pojemniku po lodach, a lody w takim normalnym, zajebistym pojemniku na żywność? Ach, przepraszam, a bo tak pakowałam szybko, w pierwsze co miałam pod ręką. Ojej, ale to co, rozmroziłaś lody i jesteście bez obiadu pewnie? No i teraz ręce niżej opaść nie mogą, dupa też nie, bo na wszelki wypadek leżysz sobie spokojnie i myślisz, tłumaczyć? Czy nie tłumaczyć? Że jednak jakiś olej w głowie został, przeterminowany i do wymiany, ale jednak i jakiś obiad był? Ale w konsekwencji, dochodzisz po prostu do wniosku, że każdy pojemnik wyciągany do rozmrożenia od teraz otwierasz i wąchasz!
#Środa, dzień loda. A nie, to wtorek był, już przecież pisałam, no tak. Więc w środę chcieliśmy zrobić śmietnik. Śmietnik w naszym wydaniu to makaron smażony z cebulą, papryką, kiełbaską jaką tam się lubi, serem żółtym i przyprawami dla smaku. No i taki też obiad zaserwowała nam moja mamuśka. Lekcja ze środy jaka jest, taka jest, ale na pewno nie mówić co chcesz zrobić na obiad, a już na pewno nie dać się wkręcić w słowa, przyjdę, popatrzę i może coś pomogę, bo to oznacza, zrobię za ciebie cały obiad w ilości jak dla wojska, a ty się potem martw, żeby to zjeść przez kolejne dwa dni. Tak czy siak, nie jest to trudne i nadal nie mam strachu do kuchenki, więc wiem, że sama też to jeszcze kiedyś zrobię.
#Czwartek. Śmietnik z poprzedniego dnia prawie zjedzony, ale trzeba naszykować jakieś zakąski, bo jest jakiś tam ważny mecz w nogę/siatkę/moskitierę/ręczną, nie pamiętam, przychodzi tatuś, więc panowie będą jeść i oglądać, a ja z nimi będę pić alkohol.😂😂😂😂😂😂 Nie zrobiłam nic specjalnego. Na talerzyk wyroby rzeźnika Zielińskiego z Pomorskiego, podwędzana rolada ustrzycka, kabanosiki grube, suche, wędzone, moje ulubione zresztą, pomidorek w plastry z solą i pieprzem i…I…Majstersztyk wieczoru! Jaja w majonezie! 😀 No i tego by było na czwartek na tyle. Pojedlim, popilim, meczyk panowie zobaczyli, a na drugi dzień to zmywanie. 😀
1. #Piątek. Idziemy sobie radośnie do rodzinnego domu, na obiadek złożony z rodzinnej porcji łososia, a tu nagle przelatuje nad nami myśliwiec f35, najprawdopodobniej. Znajdujemy się na środku pasów i nie słyszymy nic, kompletnie nic, więc idziemy na ślepo, o ile inaczej się da po niewidomemu. No dobra, może na ślepo głucho. Przy kolejnych pasach stojąc słyszymy pana z rowerem i słowa: Chodźcie za mną! No więc stoimy, czekamy, niech te jego dzieci, czy do kogo to mówi pójdą zanim. Halo! Drodzy państwo, tu są pasy, chodźcie za mną! Aha! To do nas było. No to chyba siedem pimpusiów poprzedniego dnia i jedno piwo źle nam zrobiło, skoro oboje nie ogarnęliśmy, że to było do nas hahahaha. W piątkowy wieczór Pawełek przeszedł swoje pierwsze odkamienianie i robiliśmy wszystko według instrukcji, ale kiedy po odkamienieniu i trzech płukaniach, wypróżnieniu pojemnika na fusy, oczyszczeniu tacy na skropliny, po ponownym włączeniu kontrolka prosząca o odkamienienie migała dalej, zwątpiliśmy czy zrobiliśmy to dobrze, ale kawa wczoraj była wyborna, a internet i Marolk podpowiedzieli, że Pawełek po prostu już tak ma. Często długo mu zajmuje zanim zatrybi, że już wysrał kamienia xd.
#Sobota. Ileż można sprzątać chatę i w ogóle dlaczego to się tak przyjęło, że sobota to sprzątanie chaty! A właśnie nie! U nas w domciu posprzątane, wymyte, wypucowane było w czwartek, więc sobota minęła nam na poszukiwaniu materaca dwuosobowego, w miarę niedrogiego dla przyszłych gości, ale w Malborku nie istnieje coś takiego jak niedrogi materac i to dwuosobowy i jeszcze żeby nie miał wbudowanej pompki, tylko taką osobną, więc przynajmniej zrobiliśmy trochę kroków dla lepszej kondycji, w międzyczasie ogarnęliśmy praktycznie drogę na najbliższy przystanek, bo okazuje się, że nie jest taka trudna, a materac to i tak trzeba zamówić. Już nawet znaleźliśmy. Tego dnia po powrocie ze sklepu na obiad był bigos, również z pojemnika, wielorazowego użytku tym razem, na szczęście i o dziwo, po tamtej sytuacji z gołąbkami, mama zaczęła się pilnować z pojemnikami. 😀 ziemniaków własnoręcznie jeszcze nie obrałam, mea culpa, zrobiła to siostra, ale przynajmniej wiem, że my, którzy dzióbiemy jak kurki, najemy się w zupełności, jeśli obierzemy sobie 4 ziemniaczki góra. No, ale za to ziemniaczki pięknie ugotowałam, odlałam, tylko se zapomniałam, że jak się gotują, to trzeba pokrywkę zdjąć, bo nagle…Jak mi para gorąca nie strzeli…Jak mnie nie nie poparzy! Kiteeeek! Para na mnie buchaaaa gorącaaaa! Cooo? Zdejmij pokrywkę? No to zmniejszyłam ogień! Nieee! Pokrywkę zdejmij! No i tak się dogadalim, że sam przyszedł, zdjął, a potem to już gotowały się bezpiecznie i razem z bigosikiem, który szybciej mi było odgrzać w mikrofali nałożyłam na talerze i zjedliśmy, a ja to się nawet…Ochwaciłam, jak to było powiedziane w którymś odcinku na dobre i na złe, tym starszym oczywiście. No, bo jeszcze nie umiem wycyzelować ile tego bigosu dla każdego, więc cały, spory pojemnik poszedł naraz, na dwa talerze. 😀 no ale skoro zjedliśmy, to chyba dobrze wycyzelowałam, to może jednak umiem 😛 albo mieliśmy wyjątkowo dobry apetyt tego dnia. Ach, porządki w lodówce. Chcesz wyrzucić zupę rybną, bo dostałeś, ale o niej zapomniałeś, idziesz nad kibel z pełnym słojem, w drodze otwierasz, wąchasz, no ok, chyba pachnie jak zupa rybna, ale w sumie to głębiej się nie zastanawiasz. Dopiero w momencie, gdy po wylaniu całej wody czujesz, że w słoiku zaczyna się coś ciężkiego przesuwać, wsadzasz łapę, a tam ogórki kiszone. No taaak, gdyby człowiek czasem był bardziej świadomy co mu przyniosą i w lodówkę wsadzą…:D No i wczoraj nauczyłam się w końcu, dzięki @Siwy4don, zamawiać z glovo na IOS. Problem leży w tym, bynajmniej u mnie, że wszystko się da zrobić, oprócz wpisania adresu, gdzie pole tekstowe jest po prostu wygaszone i koniec, trzeba na nie najechać palcem, pozostawić ten palec w tym miejscu i w międzyczasie wyłączyć na sekundkę VO, a po włączeniu okazuje się, że nagle jednak wpisać adres można. Naprawdę? To było takie proste? No tak, ale ja technologiczna nie jestem. 😛 No ale jak już się udało z tym dojść do ładu, to przynajmniej pierwsze w życiu zakupy zamówione i wieczorek z the voice of poland spędzony…Ha! A żeby tylko z nim, bo skropiliśmy go czymś wyskokowszym i zapieczętowaliśmy znajomość z pewnym jegomościem i jego lubą, prawda? 😛
#Niedziela. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek szłam gdziekolwiek mając wrażenie, że znajduję się na płynącym statku, ale też obiad, który mama zrobiła w domciu rodzinnym znamienicie mi to wynagrodził hahahaha. Teraz natomiast zakańczam ten krótki wpis, bo kabarety lecą, a ja to uwielbiam, więc do następnego. Bajooo!

6 odpowiedzi na “Niedziela jedenasta.”

No, raz mi się sprawdziło, zobaczymy następnym razem kiedy indziej. Może w weekend znowu. Chociaż u nas glovo dopiero rozkwita i jak tak raz w tygodniu nam trzech na krzyż będzie nosić literka sztoka, sześć piweczek i jakieś tam pierogi/inne żarcie, to już niedługo nie będę musiała zamawiać xdd.

Również z wielką przyjemnością czytam Twoje posty. To, co piszesz, może być ogromnym wsparciem moralnym dla tych, którzy dopiero zaczynają żyć samodzielnie, a także świetnym przykładem na to, żenigdy nie jest puźno zacząć żyć osobno od rodziny. Najważniejsze to znaleźć powód i siłę w sobie. Widzę, że z każdym kolejnym postem wiesz coraz więcej o kuchennych i innych domowych sprawach. Tak trzymać! Jeśli będziesz mieć jakieś pytania co do kuchni czy domu, zawsze z przyjemnością posłuże zdalną pomocą. Jeszcze raz dziękuję za świetny blog.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink