Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela dwudziesta czwarta.

Dzień…Noc…W sumie nie wiem jak zacząć ten wpis, ponieważ w chwili jego pisania jest 00.49😏😏😏

Z najnowszych doniesień i raportów wynika, że Kitkowi całkiem nieźle idzie zmaganie się z warzywami, aczkolwiek to jeszcze nie jest etap, w którym mogę poinformować, że blok czekoladowy, czy inna słodkość w pełni zasłużona. Mamy jeszcze cały grudzień przed sobą, Kitek da radę.😃 w tym momencie spędzamy bardzo udany wieczór zakrawający o noc i skończy się zapewne o 4 nad ranem, co jest u nas ostatnio rzadkością, bo w spanko chodzimy raczej przed 23. Śnieg nie odpuszcza, ale z trafianiem do śmietnika jest zdecydowanie lepiej. Natomiast z gotowaniem jakby…Gorzej? Kompletnie opadliśmy przy naporze zimy z sił i pomysłów? Z chęcią korzystamy z tego, czego u mnie w domu nagotują za dużo, bo jest mniej myślenia, mniej robienia i…Mniej sprzątania. 😀 i w ogóle, w ostatnim czasie, zamiast mieć się czym pochwalić na blogu, to wyznajemy zasadę – Kłak, czy wełna, byle dupa była pełna.😂 ale to nie jest najważniejsze…Najważniejsze jest to, że się kochamy.😗😗😗

W miniony wtorek zrobiliśmy nawet paczki dla grona najbliższych i tu…Przybywamy z ostrzeżeniem. Otóż, naprawdę, trzeba być ostrożnym i mieć łeb na karku. We wtorek obudziliśmy się rano z myślą, zamówimy paczuchy, trochę tu, a trochę do Świętokrzyskiego, żeby mniej wozić. Paczki zostały zamówione, opłacone, chyba ze dwie godziny nam to wszystko zajęło, łącznie z wyborem co, dla kogo i tak dalej. Nagle przychodzi sms, od takiego jakiegoś dziwacznego nadawcy, w dodatku na I message, że paczka nie zostanie wysłana, a wręcz zwrócona do punktu logistycznego, bo adres jest…Niedokładny i należy go zaktualizować. No ok, gdybym nic nie zamawiała, byłabym pewna, że to oszóstwo, ale w przypadku zamawianej sporej ilości paczek, nachodzi taka myśl, może coś popieprzyłam? No ale gdybym coś pochrzaniła, pewnie przy zamawianiu paczki nie przepuściłoby mnie dalej, jeśli źle wpisałam kod pocztowy, ale może jednak warto zajrzeć? Link dziwny, bo najpierw jakieś http, następnie https i tak dalej. Klikam w lineczka na kompiku, otwiera mi się strona poczty polskiej, ale nie ma pól do edycji adresu, ani przycisku, zaktualizuj adres, a na telefonie, jakoś te pola się pojawiły. No więc po kilku próbach, udało mi się je poprawnie wypełnić, z pomocą kumpla, bo nie wszystkie były dla mnie jasne i przekierowuje mnie do metody płatności…No i tu lampka…Ale jakto? Przecież wszystkie paczki opłacone, potwierdzenia złożenia zamówień wszystkie na mailu, o co chodzi? O nic, oszóstwo i czym prędzej trzeba to zamknąć, a wiadomość zgłosić jako spam! Nic z konta nadprogramowo nie ubyło, traf, czy nie traf, udało się. Zanim jednak to wszystko ogarnęłam, wydzwaniałam do poczty polskiej, ale kiedy po raz dziesiąty byłam ponad dwudziesta w kolejce i średni czas oczekiwania wynosił około 20 minut to…Zwątpiła. Na szczęście szybko doszliśmy do tego, że może i dobrze, bo to było niepotrzebne. Chociaż, ciekawe, co by było, gdybym jednak się dodzwoniła i podała rzeczony numer przesyłki. Następnie trzeba było tego dnia rozwiązać problem z vectrą, ponieważ ja, przypadkowo, bo przecież nie naumyślnie, usunęłam sobie fakturkę do opłacenia z poczty e-mail, a trzeba było to zapłacić do 30 listopada. Czekać na ponaglenie, czy nie? Co zrobić? Ja się na technologizacjach aż tak nie wyznaję, więc najlepiej zadzwonić bezpośrednio do usługodawcy, prawda? Lepiej dmuchać na zimne. Po drugiej stronie odebrał bot, czy też bocica, Wiki, która mówiła tyle rzeczy, że już nie pamiętam co dokładnie. Na pewno informowała o działach, z którymi mogę się połączyć, a jeśli chodzi o coś innego, to ona mi pomoże i połączy mnie z odpowiednim konsultantem. No więc mówię spokojnie:
– Mam problem z fakturą za internet.
– Nic nie słyszę. Sprawdź swoje połączenie, byćmoże masz problem z zasięgiem i spróbuj ponownie.
– Mam problem z fakturą za internet!
– Nadal nic nie słyszę, sprawdź swoje połączenie…- Po trzykrotnej próbie zwątpiłam i stwierdziłam, że to kurwa gówno jebane pierdolone kurestwo, tak się kończy innowacja i wprowadzanie sztucznej inteligencji zamiast człowieka…Czy jakoś tak…Po nie wiem której próbie ów bocica w końcu mnie zrozumiała i połączyła z konsultantką z Ukrainy, która uprzejmie pomogła mi założyć konto na odpowiedniej stronie, żeby w razie takich wypadków móc spokojnie zapłacić przez tą stronę, za pośrednictwem konta klienta. Ta pani powiedziała mi też, że osoby niewidome i słabowidzące są brane pod uwagę przy zakładaniu konta, ponieważ w ciągu 30 dni można im zgłosić swoją niepełnosprawność i wtedy całą umowę i wszelkie tam reduty ordona dostanie się na maila, lub na nośniku elektronicznym, ponadto zawsze kiedy zadzwonię mają obowiązek mi pomóc w odczycie faktury, czy czegokolwiek co by mi się nie zgadzało i było coś jeszcze, że w razie problemów, technik, mocium panie, zawsze, na me wezwanie, bo jestem brzydka, niewidoma i tak dalej. Szkoda, że kiedy zawieraliśmy umowę w punkcie, nikt nam o tym nie powiedział, a my też się w to nie wgłębialiśmy,wiadomo. Po tyradzie z pocztą polską, dzikimi przesyłkami, vectrą stwierdziliśmy, że dzisiaj zjemy coś z naszej ulubionej restauracji. Padło na spaghetti bolognese i dla mnie sałatka z kurczakiem, parmezanem, rukolą, zestawem sałat i tak dalej. Zamawiałam przez pyszne, ale przy formie płatności do wyboru miałam tylko kartę płatniczą, albo gotówkę. Nieco mnie to zdziwiło, no ale dobrze…Wybrałam tą kartę płatniczą i nagle dostaję telefon.
– Dzień dobry, dzwonię z restauracji, niestety nie mamy czegoś takiego jak dowóz przez pyszne…Tylko odbiór osobisty. Proszę anulować zamówienie.. – Naprawdę? Czy wszystko tego dnia sprzysięgło się przeciwko nam?

Pod choinkę mój narzeczony zażyczył sobie mydło do golenia. Nie pierwszy raz zresztą, bo to pasjonat golenia jakich mało, natomiast kupuję mu tylko to, co mi wskaże, bo w tej kwestii jestem gorsza niż w technologizacji i innych tego typu formach życia, współżycia, nadążania i ogarniania. Ja chciałam dostać złote kolczyki w kształcie kluczy wiolinowych, ale mieli takie maleństwa, że tego ani nie czuć, ani nie widać, za to to mydło, przyszło…A jakże…No i się teraz zastanawiam, czy zakład z tymi warzywami jest nadal ważny, bo chyba wydziedziczam i wyrzucam jegomościa razem z tym…Śmierdzącym mydłem na balkon, czy na parking, mało ważne.😂
– Mydło: Los jabones de Joserra Spanish Fern. Los jabones de Joserra – hiszpańska manufaktura specjalizującą się w mydłach do golenia zbierająca entuzjastyczne opinie wśród entuzjastów tradycyjnego golenia w całej Europie. 
Zapach – nuty pomarańczy i cytryny, a do tego zielone nuty rozmarynu, kolendry i geranium, z odrobiną goździków dla nadania pikanterii, tło drzewne i żywiczne dla nadania głębi, z sosną, cedrem, drzewem sandałowym, mchem dębowym, paczulą, labdanum i czystym aromatem talku jako zwieńczeniem. Bardzo angielski w stylu zapach na każdą porę roku. – No, chciałabym poznać tych entuzjastów golenia i uścisnąć ich dłonie czymś mocno…Ściskającym…Ponieważ to mydło wali…Zawilgoconą piwnicą, ewentualnie maścią na reumatyzm babci Henryki, no może trochę jakimś lasem…Z przyjemnością będę oddalała każde golenie się mojego kicisa, zmniejszając tym samym strefę komfortu całowania…I tak dalej…Serdecznie nie polecam!

Czy coś ugotowaliśmy w tym tygodniu własnoręcznie? Tak, zrobiliśmy naszego ulubionego kurczaczka z frytownicy, a nawet pokusiłam się o zrobienie sałatki złożonej z jajka, rzodkiewki, szczypiorku, majonezu, soli i pieprzu. Problem w tym, że kiedy to wszystko było już pokrojone, czekało w miseczce i czekało na pomajonezowanie, popieprzenie, posolenie…Otwieram ci ja słoik z majonezem…Niuch niuch niuch, ooo! Jest! Majonez! Łyżka raz, łyżka dwa, łyżka…O kurwa mać…No nieeee! Jak to…Buraczki? Czemu mi to pachnie jak majonez? No i próba zwodzenia lubego w kierunku warzyw spełzła w tym momencie na rybie z puszki…I tak dalej…I tak dalej…

Na zakończenie dodam, że mam ambitny plan zrobić zupkę serkowa w przyszłym tygodniu, jako pierwszą z zup w tym domu, a Kiciuś ma w planach ugotować rosół. No, będzie to wyczyn nie lada, bo zupy to coś, co najmniej lubimy. Chyba, że nabędziemy po nowym roku blender, to będę mogła robić zupy krem, bo to akurat lubię i koktajle też. Tymczasem pozdrawiamy i do następnego. 🙂

Ps: W minionym tygodniu napadło mnie również na sprzątanie, o godzinie 16. Takie…Generalnie…Generalne sprzątanie…Mycie płytek wszelkiej maści, na ścianach, podłogach, luster i tak dalej…Przy myciu podłogi zapomniałam, oczywiście, że waga łazienkowa, stoi na koszu na pranie i jak rymsła na ziemię…To nie działała aż do dziś, ale szwagier ma widocznie ręce, które leczą, bo skubana, już ponad 10 lat ma i bryka, xd.

7 odpowiedzi na “Niedziela dwudziesta czwarta.”

Tak, do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jakim cudem w tamtym momencie pachniało mi to tak samo 😀 i nie zwrócił mojej uwagi inny poziom ciężkości słoiczka, ani wydobywanej z niego substancji.

Dwie godziny? Ja dumam drugi miesiąc i nadal nie wiem, co komu dać i czy w ogóle cokolwiek.
Akurat rosół, o ile nie postanowicie od razu wyjechać do niego z grubej rury z pięcioma rodzajami mięsa, podsmażonymi farfoclami i piętnastoma przyprawami jest na ogół skuteczny i trudno go zrypać. Chyba że przesolicie np.

A mnie się marzy ta zupka serkowa, z serków topionych i może z klopsikami, ale na kostce rosołowej, bo mięsa z zupy nikt nie lubi z nas, a szkoda wyrzucić. Rosołu to ja nie lubie, ale z ręki aleksika zjem.

Dysponuję przepisem na jakąś zupkę z serków topionych, jeśli będziesz chciała, to daj znać, wyślę przepis na priv.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink