Kategorie
Wpisy tekstowe

Tak ogólnie, co tam u mnie.

Pisać, czy nie pisać, o to jest pytanie, a jak pisać, to ile napisać z tego, co by się chciało, żeby nie zrobił się pamiętnik. Po co mi drugi, jeden mam w głowie😂 słowo ma wielką moc i trzeba na nie uważać, dlatego jeśli chcesz być pewien, że to co mówisz o mnie, koło mnie, o sobie, o kimś nie przedostanie się dalej, notuj w głowie, albo powiedz to osobiście. 😛

Pogoda jest tak piękna, że w zasadzie nie wiem jaka muzyka mi do niej pasuje. Mam coś takiego, że do pogody, do atmosfery dnia często dobieram sobie dyskografię, albo piosenkę, a dzisiaj? Kompletnie nic, co kojarzyłoby mi się z tym słońcem, śpiewem ptaków, hałasem biegających dzieci i jazgotu samochodów za oknem nie pasuje. Możliwe, że po prostu nie mam ochoty słuchać muzyki. Zrobiłam sobie całkiem pokaźny zapas książek do słuchania, kierując się jak zwykle moim ulubionym kluczem, czyli ulubieni lektorzy, ale na razie na książki też nie mam ochoty. Filmy i seriale też odpadają i w zasadzie, na razie to mi chyba pasuje, bo wystarczają mi rozmowy ze znajomymi i zajmowanie się rutynowymi pierdołami dnia szarego, codziennego.

Od ostatniego wpisu tekstowego minęło trochę czasu, co przeciekł mi przez palce na…Na właściwie niczym konkretnym, albo może niczym nowym. Po drodze zdarzyło się coś tak fajnego jak moje urodziny i mała, ale sympatyczna imprezka urodzinowa, niespodzianka w postaci wymarzonych słuchawek sportowych od przyszłego mężula. Udało mi się zbudować chyba po raz pierwszy w życiu porządną atmosferę Świąt Wielkiej nocy tuż przed nimi, podczas rekolekcji, przedświątecznych zakupów, ale oczywiście są w mojej rodzinie osoby, które doskonale wiedzą, jak dwoma, niby niewiele wnoszącymi do życia wydarzeniami skutecznie mi tą atmosferę zburzyć.😼 Tak to już bywa. Pracujesz na coś wytrwale, cieszysz się na to, myślisz przed zaśnięciem jak to będzie fajnie i…Przez chwilę jest, potem następuje to kilkunastosekundowe zgaszenie światła, po którym wszystko jest ok dla prawie wszystkich, tylko nie dla ciebie, więc wracasz do domu jeszcze przed zakończeniem drugiego dnia świąt, co spotyka się z niesamowitym oburzeniem, ale co poradzisz, jak nic nie poradzisz? Jedno co trzeba przyznać, to jakimś cudem, zostałam zauważona i wciągnięta do kuchni na dłużej i dostawałam sporo więcej roboty niż zwykle w przygotowaniach przedświątecznych. Przy okazji trwania świąt zorientowałam się, jakie musiałam mieć puste i nudne życie, zanim zamieszkaliśmy z Michasiem w naszej kawalerce, bo okazało się, że spędzenie trzech nocy i trzech dni na siedzeniu głównie w towarzystwie komputerów jest już dla mnie nie do przyjęcia. To było bardziej męczące doświadczenie niż całodzienna robota w kawalerce. 😀 stąd też między innymi decyzja o wcześniejszym powrocie do domu. Przyłapałam się na tym podczas tych kilku dni, że już nie do końca czuję się tam jak w domu. Denerwuje mnie pobieżność sprzątania, zapach wilgoci i pleśni, która temu domowi towarzyszy chyba całe moje życie i całe życie jest stamtąd bezskutecznie likwidowana. Denerwuje mnie to, że pokój, który stoi pusty, nie wliczając moich mebli, gotowy na to, żeby w każdej chwili wrócić, albo spędzić dzień, noc w razie potrzeby, konieczności, on już nie jest mój. Zastawiony jakimiś pierdołami, bibelotami, a nieopatrzne przewrócenie któregoś z nich grozi bliskim, nieprzyjemnym spotkaniem z nestorką rodu. 😀 Teraz już wiem przynajmniej, skąd to paniczne pragnienie czystości, ciągłe wynajdywanie niedociągnięć 😀 😀 powoli robi się z tego choroba…Ups! Czy jest na sali lekarz?

Znalazłam miłość, znalazłam szczęście i zaczęłam dążyć do tego, co najbardziej w życiu chciałam. Do jak największej samodzielności i w niecały rok udało się zrobić ku temu więcej, niż przez całe życie, co jest kroplą w morzu potrzeb, ale na to jest właśnie to całe życie. Czegoś mi jednak zaczęło brakować w tym wszystkim. Nie do końca wiem czego i jak to sprecyzować. Chyba chciałabym wyjść do ludzi, ale tak do słownie. Do ludzi, którzy mnie nie znają i ja nie znam ich. Czuję, że trzeba mi zacząć do tego wszystkiego jakiś nowy rozdział, potrzeba mi nowych znajomości, które mnie doświadczą, chciałabym, żeby w miły sposób, pomogą się dalej rozwijać. Ostatnich dziewięć lat miałam raczej poczucie, że chcę od ludzi uciekać, moja samoocena jakoś się zaniżyły i moje wnętrze wręcz histerycznie reagowało na pytania w stylu: Co u ciebie? Jak żyjesz? Studiujesz? Pracujesz? Śpiewasz gdzieś jeszcze? Teraz już przestałam się bać odpowiedzi na te pytania. Jest jak jest, to co się zawaliło, już nie wstanie, a to co się zbudowało, niech pnie się ku górze. Z pewnością chciałabym podjąć jakąś aktywność fizyczną. Oczywiście z siłownią nie wyszło, czyżbym się tego nie spodziewała? 😀 z rodziną zazwyczaj wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu, a na pewno z moją. 😛 Bardzo podobały mi się rajdy na tandemach. Uczestniczyłam tylko w dwóch, ale poza tym sporo przejażdżek na moim tandemie z siostrami przebyłam. Problem w tym, że to już czas przeszły dokonany, a tandem stoi i nie ma chętnego pilota, który by usiadł przede mną, na zmianę z Michałem. W moim mieście nie dzieje się nic, absolutnie nic, co pozwoli mi dopełnić moją sielankę o jakąkolwiek aktywność fizyczną, muzyczną, czy inną, której mi trzeba.

Ostatnimi czasy dobrze mi idzie rozmyślanie nad tym, co było, a najczęściej przed snem. Oczywiście przywołuję we wspomnieniach tylko te dobre rzeczy, fajne rzeczy, kiedy byłam zajęta od rana do wieczora muzycznie, głównie muzycznie. Myślę o tym nie tylko w kontekście siebie i tego, jak wtedy było fajnie, ale w kontekście rodziny. W momencie mojej największej aktywności muzycznej, rozjazdowej i miejscowej, to był najlepszy czas mojej rodziny. Relacje w niej były naprawdę dobre, wspólne imprezki od czasu do czasu, święta. Nie umiem niestety znaleźć momentu, kiedy to wszystko upadło do poziomu zero, ale raczej już nie wskoczy na kolejny level. Tamten czas był najlepszy sprzed i po tym, jak stwierdziłam, że schodzę ze sceny. Często zastanawiam się, czy gdybyśmy z Michałem już wtedy mieli tyle lat ile teraz, relacje rodzinne były dobre, nie było w rodzinie tyle wilków co teraz, czy byłoby nam łatwiej z tym wszystkim? Czy chociaż odrobinę milej czasem? Lubię sobie zadawać takie pytania bez odpowiedzi, bo sama sobie odpowiadam, że tak! 😉

Od jakiegoś czasu zaczęłam rozważać powrót na scenę. Oczywiście nie wiem, co mnie do tego skłoniło, najprawdopodobniej przeglądanie pewnej strony internetowej, o której pewnie tu kiedyś wspomnę. Tak sobie weszłam, chciałam coś przejrzeć, coś poczytać i oczywiście zaczęły się wspomnienia, sentyment się zderzył z rzeczywistością. Cały czas to robi, bo dwie Katarzyny się we mnie biją, próbować? Czy nie próbować. Dziewięć lat przerwy od kontaktu z mikrofonem i publicznością na żywo. Po tym cholernym covidzie poprzestawiało mi się w głowie i nie jestem pewna, czy jestem jeszcze w stanie nauczyć się czegokolwiek na pamięć? Skoro do tej pory zdarza mi się zapomnieć jak coś się pisze, a przedtem nie miałam z tym problemu. Jedna część mnie bardzo chciałaby spróbować, ale ta druga na razie skutecznie ją tłamsi, dość konkretnymi argumentami. Kobieto, przecież dziewięć lat przerwy to nie jest mało czasu. Czy jesteś w stanie sobie zagwarantować, że tego się nie zapomina? Jak jazdy na rowerze? Że się nie rozczarujesz, jeśli coś nie wyjdzie i potem przez następną dekadę nie będziesz sobie wyrzucała tego, że po co to było próbować? Tamto życie już za tobą, teraz masz inne, nowe, dużo lepsze, a na pewno sporo jego aspektów. Nauczyłaś się iść na łatwiznę, nagrywasz przed komputerem kiedy chcesz, co chcesz, ile chcesz, jak chcesz. Na żywo nie możesz przecież piętnaście razy poprawiać jednej i tej samej rzeczy i potem wysłać najlepszej wersji piosenki do miksu i masteringu, pamiętaj o tym. Ta druga podsuwa mi te sensowne argumenty ilekroć mi się pomyśli, że może, by, jednak, spróbować? Ale wtedy ta nieśmiała postanawia z nią zawalczyć swoimi argumentami. Hej! Przecież poczułam potrzebę, żeby wyjść do ludzi, wrócić do nich! Poczułam potrzebę, żeby jeszcze coś do tego fajnego życia, które mam dodać! Fakt, nie jestem w stanie wyeliminować strachu, że jednak nie będę w stanie pamięciowo czegoś ogarnąć, ale nie dowiem się, dopóki nie sprawdzę, czy to nadal jest kwestia nie wyćwiczenia, zapomnienia i trochę lenistwa, czy może jednak to okaże się jedną, wielką, niepotrzebną blokadą psychiczną. No i te dwie Kaśki, one tak się biją, jedna swoje, druga swoje, a ja dałam sobie jeszcze trochę czasu, żeby podjąć decyzję, z którą z nich się zgodzę. Michał wspiera tą nieśmiałą, która jednak chciałaby próbować, ja jeszcze nie wiem.

A co u nas tak poza wszystkim, co mnie trapi i z czego po krótce potrzebowałam się wypisać? Powoli do przodu. Testujemy różne kawy ziarniste, teraz przyszły dwie pyszne prosto z palarni kawy, ziarna wypalane nie dalej jak dwa tygodnie przed wysłaniem. Kawa idzie u nas jak woda. 😀 Jutro spisujemy protokół przedmałżeński, więc to wszystko zaczyna ruszać naprawdę pełną parą i jeszcze to do mnie nie dociera…Ale obawiam się, że jak zacznie, to będzie kosmos haha, chociaż nie, kosmos to będzie, jeśli nie zacznie docierać. Nie będę się ani denerwować, ani nic z tych rzeczy. 😛 Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to dwudziestego kwietnia jedziemy na ostatni, kilkudniowy relaks do teściów, no i pewnie przywieziemy jakieś smaczki, a w planach mamy na pewno fajne spotkanie w drodze powrotnej, więc już nie mogę się doczekać.

8 odpowiedzi na “Tak ogólnie, co tam u mnie.”

Ja też wspieram tę nieśmiałą Kaśkę, no więc nieśmiała Kaśko, próbuj, lepiej spróbować, niż nie spróbować i żałować, że się tego nie zrobiło. A co do świąt i szybkiego powrotu do domu, ja też tak mam, że mogę gdzieś tam pojechać, ale najlepiej na krótko i czym prędzej wracać do swojego domku, na własne śmieci.

z tymi relacjami rodzinnymi, to niestety kicha taka jest. U mnie też jest ciulnia, więc doskonale cię rozumiem w tej kwestii i też raczej nie zjedzie już na prawidłowe tory niestety.

A kto mówił, że masz od razu jechać do Opola? Spróbuj, pewnie że spróbuj, ale tam, gdzie w razie co będzie można pogodzić się z porażką. Tylko że porażki przecież być nie ma dlaczego, nie zrobisz tego po raz pierwszy w życiu. 😉

@Kasia Widzę, że w trybie przyspieszonym dzieje się to, co u mnie się także działo i niepokoi mnie fakt, że wszystko idzie tak szybko. W sensie, mi to zajęło ponad 6 lat, a nadal jestem jeszcze trochę na etapie, na którym jesteś teraz. Martwię się, jak to znosisz. 🙁
Co do relacji rodzinnych, pracowałam nad nimi długo, nie sama, i myślę, że medal ma dwie strony. Z jednej – owszem, wiele się popsuło. Jesteśmy dorosłe, zauważamy niedociągnięcia, które kiedyś miałyśmy gdzieś. Wyjechałyśmy "na swoje", rządzimy po swojemu, mamy wpływ na to, jak będzie wyglądał dzień i popełniamy własne błędy. Z tej perspektywy błędy naszych rodziców, którzy kiedyś byli opoką i autorytetami, wydają się jeszcze bardziej razić. No bo jak to tak – kiedyś można było liczyć bardzo, a teraz – prawie wcale? I dostosować się do czyjegoś rytmu dnia? Zwyczajów? Sposobu myślenia?
Z drugiej – myślę, że musimy znaleźć sobie w tej nowej rzeczywistości miejsce. To, czego uczyłam się ostatnio w pracy nad sobą, to fakt, że ta rzeczywistość nie zmieni się na lepszą, a raczej tą "z dawnych lat". To nie jest tylko tak, że ludzie się zmienili. My też się zmieniliśmy. To nie jest tak, że "tam się popsuło". U nas się popsuło, u nas się ponaprawiało, więc po prostu patrzymy inaczej. I jestem pewna, że w tej nowej sytuacji odnajdziemy swoje miejsce w rodzinach.

Taaak. Teraz weszło coś takiego. W zasadzie zastanawiam się co to ma na celu, ale zadają tam różne, przedziwne pytania, najpierw jednemu, potem drugiemu, chyba to zapisują. Wzór takiego protokołu jest w internecie. 🙂

Coś w tym stylu. Czy rodzice wiedzą o ślubie, czy się zgadzają na ślub, czy nie przymuszają, czy otoczenie nie wywiera na ten ślub presji, czy w rodzinie były choroby psychiczne, nałogi, czy my posiadamy jedno lub drugie, czy nie zatajamy przed sobą chorób, niepłodności i inne takie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink