Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela trzecia.

Hej hej.
Dzisiaj będzie raczej krótko i na temat 🙂 ponieważ moja nowa przyjaciółka, która rozgościła się w moim życiu na dobre już prawie półtorej roku temu, w lewym oku, znaczy się…Jaskra krwotoczna, bardzo daje mi w dupsko na zmianę pogody i w upały oczywiście. Od wczoraj moje oko wygląda masakrycznie, trochę boli, może inaczej niż zwykle, może chwilami odrobinę bardziej niż zwykle, gdy się pochylę. Pewnie tworzy się tam kolejny nowy wylewik z racji rozrywającej się siatkówki, no ale nic na to nie poradzę. Dwie okulistki, na nfz i prywatna powiedziały, że zoperować tego z racji całkowitego niewidzenia nie można, bo po jakimś czasie by się to odnowiło…Póki krople na ciśnienie śródgałkowe działają, to brać, a jak przestaną, to polecimy w twarde dropsy, ewentualnie jakaś tam operacja zmniejszająca ciśnienie w oku, nastąpi zamrożenie czegoś tam…No ale to pewnie musiałabym zlądować na sorze okulistycznym kilkanaście razy z sakramenckim ciśnieniem, a póki co, no to staram się po prostu brać krople od ciśnienia w oczku, drugie nawilżające, bo mam też podobno keratopatię rogówki i jakoś się żyje. Chociaż gdybym mogła wybierać, to wolałabym, żeby mi to oko po prostu w cholerę jasną usunęli, przecież ono i tak nie ma nawet poczucia światła.. Tak więc mamy dzisiaj jeden z gorszych jaskierkowych dni, na dworze duszno, ale zapewne wszelkie nawałnice i skłonności do niepogody nas ominą. Szkoda, bo tak bym wiedziała chociaż, dlaczego muszę się źle czuć. 😛

Drodzy państwo, Malbork wszedł do Unii europejskiej…Czy jakoś tak…😂😂😂😂😂 rzeczywiście, jak żyję tu 28 lat, ostatnio miałam przyjemność jechać autobusem, który…Mili moi, kochani moi…Naprawdę czytał przystanki🤣 nie wiem tylko, od czego to zależało, że w drodze do urzędu miasta czytał przystanki, a z powrotem było to wyłączone. Może kierowcy muszą się przyzwyczaić, żeby to włączać? Ale, tak, poczułam się jak w środku samej ameryki, xdd. Jeśli docekam w mieście jakichkolwiek prowadnic, czy kulek informujących o przejściach, albo schodach, to osobiście pójdę złożyć hołdy z kwiatami do tych, co się tym zajmują. 😀 Apropopo urzędu miasta. Pobraliśmy sobie wnioseczek na mieszkanie, teraz trzeba to wypełnić, skompletować dokumenciki i złożyć…No a potem…Czekać…Może tyle samo co na gadjące autobusy, albo prowadnice…Ale lepiej czekać, niż nic nie robić hehe. Od jutra spróbujemy przejść inną trasą do naszego przyszłego lokum i sprawdzimy, czy faktycznie jest gorzej dostępna niż ta, z którą już jakiś czas się zaznajamiamy, ale coś wymyślić trzeba, bo te palety robotników nie znikają i do prawdy nie wiem, jak tam ludzie chodzą, bo jest ciężko się nie zabić.

A na koniec wam powiem, że wróciliśmy z udanego pobytu u znajomych w Olsztynie. Nakarmili nas tak bardzo, że nie da się tego opisać słowami. Pewnie zapomnieliśmy nadmienić, że przyjeżdżamy tylko we dwoje, bez armii wojska w zanadrzu xd. Tymczasem uciekam, czas się ogarnąć po podróży, może przespać, to przypomnę sobie po co żyję i zapomnę o bólu oka. Do następnego! 🙂

Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela druga. Ciutkę z opóźnieniem

Cześć i czołem!😀
Tak jak zapowiadałam, przez ostatni tydzień z Michasiem staraliśmy się nadrobić sporą część życia dotyczącą nauki chodzenia do ochmistrzowskiej kwatery. Pierwsza połowa trasy znana jest nam już bardzo dobrze, praktycznie możemy chodzić z zamkniętymi oczami 😛 z drugą połową trasy idzie o tyle mozolnie, że na ulicy wciąż trwają roboty drogowe, wykończeniowe co prawda, ale trwają i są tam poustawiane jakieś palety, albo inne cuda. Z dnia na dzień ich ubywa, ale kiedy znikną całkowicie, na ten temat nic mi nie wiadomo. No i kolejna sprawa, że w zasadzie, to, chodzimy sobie amatorsko…W sensie…No nie, żeby nie brzmiało to aż tak dramatycznie, bo w istocie aż takie nie jest, orientacja przestrzenna w naszym życiu się pojawiała, wszystkie techniki znamy i tak dalej….Tylko zabrakło istotnej praktyki. Ja w swoim życiu orientacji byłam uczona trochę w podstawówce i to tylko raczej po szkole, ale czy ja wtedy myślałam w kategorii: ucz się dziecko ucz, bo chodzenie z kijaszkiem da ci samodzielność w życiu? No może to dziwne, ale nie i pewnie dlatego, że jak to już pisałam w poprzednim wpisie, byli rodzice, co prowadzili wszędzie za rączkę. No, ale to w zasadzie nie jest jeszcze takie szokujące, bo kolejny raz z orientacją przestrzenną miałam do czynienia….*Myśli intensywnie, a ponieważ tworzy wpis przed śniadaniem, mózg generuje bańki mydlane* chyba w gimnazjum…A tu, kolejny proszę państwa ząk, bo…Ja nadal nie myślałam w tej kategorii, że to jest po coś, a nie żeby odpękać to cholerne 40 godzin z pzn. W okresie licealnym bazowałam raczej na szkoleniach z orientacji zbieranych po turnusach w Bydgoszczy, w Ustroniu morskim i to chyba wszystko. No w każdym razie, techniki samego poruszania się zapamiętałam, ale praktyki to za dużo nie miałam. Ze 3 lata temu to moja siostra uczyła mnie drogi do pobliskich dwóch sklepów, ale teraz trzeba by się tego uczyć na nowo, bo bloki po drodze się grodzą, każdy ma swój wjazd i jakby mi się ta trasa wydłużyła. No ale, wracając do meritum, to właśnie ta siostra chodzi z nami praktycznie codziennie od naszego obecnego domu, do przyszłego, pięknego, najwspanialszego, sierpniowego😂😂Zważając na to, że w Malborku malusieńki jest procent niewidomych poruszających się samodzielnie, albo będących widocznymi w ogóle, nadal sprawiamy wrażenie, jakby wypuścili dzikie małpy z zoo, bo nie braknie komentarzy w stylu: O boże! Jaka tragedia! Albo pytanie do siostry idącej w naszym cieniu: Czy oni są pod pani opieką? Ech, ten brak edukacji na temat niepełnosprawności jest przerażający…

A z tym chodzeniem z siostrą…Cóż zrobić, skoro nie ma kto? W malborskim pzn to już chyba nie istnieje coś takiego jak orientacja przestrzenna, no chyba, że ściągaliby kogoś z Gdańska, żeby przechodził z nami chociaż te 40 godzin i nauczył co potrzeba, odciążając trochę siostrę. Chociaż nie wiem, czy pznowi mogę jeszcze zaufać, bo jak podjęłam pracę rok temu w Gdańsku, to moja szefowa wiedziała, że z orientacją jestem na bakier, że nie chodzę, nie mam praktyki. Doradziła mi, zapisz się z powrotem do pzn, bo oczywiście mnie wykreślili, bo nie płaciłam składek. No więc ja, wedle tej orientacji, poszłam, pokorzyłam się, przeprosiłam się z nimi, zapisałam się, nomen omen była szefowa też pracuje w gdańskim pzn i obiecała mi tą orientację załatwić, żeby mnie nauczono poruszać się po remontowanym od lat 500 dworcu i dojeżdżać do pracy, a skończyło się na tym, że uczyła mnie koleżanka i kolega z pracy. No bo jednego razu to orientantka na urlopie, drugiego to już nie pamiętam co, a trzeciego, to szefowa stwierdziła, że przecież sobie radzę, a w ogóle to podobno miałam 40 godzin orientacji z pzn w gimnazjum i w podstawówce mnie uczono chodzić z laską, więc po co mi to teraz tak w zasadzie? Kolega i koleżanka pokazali, dojeżdżam? Przyjeżdżam, to dajmy spokój. Żenada wódą zakrapiana. Na szczęście z tą koleżanką mam bardzo dobre stosunki i jest gotowa w każdej chwili przyjechać i uczyć nas też w swoim czasie urlopowym, to może…Jakoś to będzie. Chociaż, ostatnio słyszałam, że najgorsze co można w życiu powiedzieć, to właśnie jakoś to będzie Ostatnio słyszałam, że najgorsze co można w życiu powiedzieć, to właśnie słowa: "Jakoś to będzie"…Ale jak tak człowiek tonący brzytwy się chwyta, to myślę znowu, a może iść? Może znowu się z nimi przeprosić? Zapłacić im? W końcu wykreślają dopiero po 2 latach? Może załatwią mi kogoś z Gdańska jednak, w końcu jestem w sytuacji podbramkowej…Siostra uczy jak umie i ważne, że trafiamy, że ogarniamy, no ale wiecie o co chodzi. A może powinnam jakichś fundacji poszukać, organizacji, które takie szkolenia oferują nie wymagając członkowstwa pzn? Sama nie wiem co robić, doradźcie.😁Obdzwoniłam już mops i pcpr w poszukiwaniu asystenta dla osoby niepełnosprawnej…No tak, ale czego ja się mogłam w tym zapomnianym infrastrukturalnie mieście spodziewać? Skoro tu prowadnice to są tylko na dworcu, a tam gdzie schody w górę, to brajlowski podpis głosi, że to schody w dół? Albo coś podobnego…Teraz już nie pamiętam…W mieście jedynie światła w centrum mają sygnał dźwiękowy, podobno w jakimś autobusie coś zaczęło gadać, ale pewnie kierowca se włączy, jak mu się zechce. Gdzież by tu mówić o jakichś kulkach przed schodami, przejściami, prowadnicach, więc czego ja się mogłam spodziewać? Że mi powiedzą tak, pani Kasiu, asysten już na panią czeka? No pewnie, że nie, bo już na nowych asystentów nie mają pieniędzy, możliwe, że jak ministerstwo wznowi projekt, to wrzesień, październik coś się uda. Tak mi powiedziała miła pani. To samo było w roku 2016, kiedy to chciałam wziąć dofinansowanko na telefon. Rozpatrzone pozytywnie, ale środki z tej puli zostały wykorzystane na inne niepełnosprawności i zakupiono wózki inwalidzkie, podnośniki, windy…A potem co się okazało? Okazało się, że prokuraturka wkroczyła, siedziała państwu na ogonie i w jeden dzień pieniążki się znalazły na telefonik dla mnie 😀 także…Nie zdziwiłabym się, gdyby z tymi asystentami też tutaj tak było, ale obym się myliła. 😛 Narzekacz ze mnie wyborowy, co nie? 😀 Ledwo dorosła do tego, że coś chce robić samodzielnie i dopiero zauważa, że świat nie stoi przed nią otworem…Ja też bym na waszym miejscu tak pomyślała 🙂 ale gdzie narzekać i komu, oprócz eltenowiczów i mężowi do ucha?

Rodzicom na razie najlepiej idzie oswajanie się z myślą, że za chwile mnie tu nie będzie, bo w zasadzie temat jest, ale jak się go poruszy, to szybko się urywa. No cóż! Może potrzeba czasu? Najważniejsze, że my już zaczynamy być z siebie dumni, z tego, że opanowaliśmy już połowę trasy, chociaż ta druga okaże się być pewnie o wiele trudniejsza. Nie powiem, trochę jest to smutne, że nikt z nich nie wyjdzie nawet przed dom i nie przejdzie z nami chociaż raz tej trasy, żeby zobaczyć, że na światłach bez sygnalizacji się da, że trzeba zobaczyć, że się da, a nie tylko gęgać, o Boże, bo jak wy sobie poradzicie, jak tam sygnalizacji nie ma…No tak, ale kto powiedział, że od gadania od razu przejdziemy do czynów? 😛 Swoją drogą, mieszkam tu 28 lat i na zwracanie uwagi na pierdołowate pierdoły mojej mamy do tej pory albo faktycznie nie zwracałam uwagi, albo się nauczyłam tego nie robić, a teraz tak mnie to uwiera, że powstrzymuje się jak mogę, żeby nie wybuchnąć. Chociaż ja, z natury tych uległych raczej, no ale jak trzeba, to w końcu rozszarpię. 😛

Z rzeczy nie związanych z dążeniem do samodzielności, to mogę wam powiedzieć, że w ten weekend jedziemy zrelaksować się do Olsztyna, do znajomych, więc pewnikiem kolejny niedzielny wpis powsanie z opóźnieniem. Na tą chwilę, eksploruję internecik w poszukiwaniu kilku nowych pozycji pana Marcina Margielewskiego, pisarza znamienitego oczywiście, bo jeszcze się tym nie chwaliłam, ale całą jego bibliografię połknęłam chyba w półtorej miesiąca, zaczynając w lutym. Tak tak, w tej tematyce panią Laylę Shukri i Tanye Valko też połknęłam, smaczne, a jakże. No i mój przyszły mąż wkręcił mnie w survive the wild, 😀 😀 😀 ile przy tym jest nerwów, śmiechu, adrenaliny i zabawy, kiedy on mnie uczy czegoś w tej grze…Szkoda gadać, trzeba posłuchać xd, no ale za to go między innymi przecie kocham😘😘😘

Tymczasem uciekam wypić kawę, posłuchać muzyki, ogarnąć to domostwo obecne. Do następnego!❤❤❤

Aaaaa, ooo to to to, nadrobiłam w końcu papiery na szczęście, w których jedną z ról grała moja fascynacja muzyczna – Małgorzata Kozłowska, więc fragment piosenki z serialu, bo nie ma tego na youtubach, tak co do dzisiejszego wpisu…

Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela pierwsza.

Dzień dobry, a jakże….W dodatku pogodny, prawda?😁

Proszę państwa, stało się coś niemożliwego. Coś nieprawdopodobnego do osiągnięcia w wieku 28 lat. Otóż, budzik zadzwonił dziś o 5.30 nad ranem po to, żeby zbudzić mnie, Michała i moją mamę na poranną mszę. No oczywiście, no tak, macie rację, przecież są późniejsze godziny, ale po co, przecież w życiu warto stawiaćsobie coraz to wyższe poprzeczki. 😛 nie sądziłam, że niewidomi to tak wspaniałe okazy i unikaty, moi drodzy, chociaż nie wiem, może powinni nam za to płacić, że można nas podziwiać nie tylko w specjalnych muzeach i miejscach tego typu podobnych, ale w miejscach normalnie dostępnych dla każdego. Otóż, kiedy cała nasza trzyosobowa ekipa zjawiła się w kościele, grono starszych pań odmawiało różaniec, głośno, w skupieniu, a jednak, dwa niewidome osobniki obu płci zwróciły ich uwagę i bardzo głośno wyraziły swój podziw dla nas: Oooo, niewidomi niewidomi, patrz patrz. A wiem, u mnie w pracy takich widziałam.😂😂😂

Chociaż coś tak sądzę, że ta nasza dzisiejsza poprzeczka to jest niczym w porównaniu z tym, że pewna niewidoma osoba mierzyła się ostatnio z egzaminem z masażu, a żeby mogła to zrobić to była w posiadaniu specjalistycznego arkusza egzaminacyjnego, który jej to umożliwił. No i jeszcze…Oczywiście…Niezawodna, najwspanialsza mama, bez której nie dałoby rady pojawiać się na zajęciach przez dwa lata nauki. No i…Drodzy moi…Wobec tego, cóż zrobić. Czasy się zmieniają, bo ileż to ja i wielu moich znajomych pisało takich egzaminów, egzaminików, z takimi arkuszami, a ileż to rodzice nasi nam pomagali, a facebook jakoś wtedy nie chciał o tym trąbić.😏😏😏

Możliwe, że to wszystko w ogóle zależy od nastawienia, wiecie? No, bo tak na przykład ja…No to w zasadzie nigdy nie byłam zwolenniczką kształcenia większego, niż jest wymagane. Czyli, bodajże…Średnie? Chyba tak, a może i podstawowe…Aaaa tam, mało ważne. Znaczy, generalnie, nie chodzi mi o to, żeby ludzie w ogóle się nie kształcili…Nie nie nie, co to, to nie, bo przecież skąd inaczej braliby się lekarze, profesorowie i tak dalej…Mnie to bardziej chodziło o to, że ja zwolenniczką kształcenia wyższego nie byłam dla siebie. Nigdy nie ciągnęło mnie do nauki…Zawsze byłam czwórkowiec raczej na świadectwie, chociaż zdarzały się tam ze dwie dopuszczające i dostateczne. No, bo mnie to zawsze ciągnęło ku wykształceniu wyższemu na kierunku – dom i zarządzanie. Różnie mawiają co do długości studiów na tym kierunku, a nawet różnie piszą na forum eltena. No i nie wiem jak fachowo nazywa się ukończenie tego kierunku, no ale przecież jakiś papier musi na to być. Hm, bo ja wiem…No kura domowa to tak głupio brzmi, ale już ochmistrzyni, to jak najbardziej.😁😁😁

Czy ja wiem, czy będę kobietą zarządzającą gospodarstwem w dużym majątku, jak definiowało się ochmistrzynię? No chyba nie, bo będzie to zaledwie 35 metrów kwadratowych, a majątku tam wielkiego nie będzie…Ze dwadzieścia par gatek, skarpetek i innej galanterii do uprania, uprasowania….Aaaa, no chyba, że ten…Pralka, lodówka, mikrofala i telewizor…To będziemy z mym ochmistrzem zarządzać sprawiedliwie.🤣🤣🤣🤣🤣 no i to jest w zasadzie w dzisiejszym myślniku ta najpozytywniejsza wiadomość, że od poniedziałku poznajemy najpotrzebniejsze trasy, ale tą najważniejszą, do ochmistrzowskiej kwatery jako pierwszą, oczywiście!
A zaraz potem, ohoho, żeby nie było tak prosto i sielankowo, to właśnie trzeba będzie odbyć te studia. No, tylko, że…Niestety, w tym wieku, to…Uniwersytet trzeciego wieku się kłania? Czy coś? No, bo za młodu to mnie nie chcieli przyjąć na takie studia zbytnio i wykładać czegokolwiek z gotowania. No, oprócz robienia herbaty i kanapek…No i sprzątania, prania, także może chociaż jeden semestr jest😃😃😃

A teraz tak poważnie, co zresztą? Na resztę trzeba mocno spiąć poślady i w wieku lat dwudziestu ośmiu uczyć się obsługi płyty elektrycznej, obierania warzywek, gotowania najprostszej zupy, czy smażenia jajecznicy. Będą łzy, zapewne jak grochy. Będą chwile zwątpienia, ogromne jak ta nasza ziemska kula, bo jednak to tak trochę, jak gdyby urodzić się drugi raz, trochę na własne życzenie, ale nie do końca, bo czasami można sobie chcieć rozbijać głową mór, a w tym wypadku nieugiętość rodziców na pewne rzeczy, bo przecież lepiej i szybciej zrobią coś za ciebie, wiadomo. Dopóki się z tym godzisz i jest ci to na rękę, to jakoś to leci, ale jak już przestaje ci być w tym wygodnym życiu dobrze to znaczy, że z tobą jest wszystko w porządku, ale musisz mieć w sobie siłę, żeby wygrywać nie tylko bitwy, o ile w ogóle, ale i wojnę. Dopóki chcesz, jest dobrze, jeśli się poddasz, to zginiesz, bo oni przecież wiecznie żyć nie będą, sami o tym wiedzą, ale na tym ta wiedza się kończy w bardzo wielu przypadkach, ale ty, nie możesz o tym zapomnieć! Nie możesz!

Dlatego, tak zakańczając ten wpis, myślę sobie, że bardzo bulwersują mnie wpisy, gdzie tak jak w tym wspomnianym na początku szkoła/uczelnia rozpływa się nad tym, że osoba niewidoma poradziła sobie z dostępnym dla niej arkuszem egzaminacyjnym, a dzięki mamie to w ogóle dała radę docierać na zajęcia, ale posiada swojego psa przewodnika…No to co, też tylko jako gadżet? Bulwersuje mnie to dlatego, że nie trafia do mnie ta postawa – jestem wspaniałym rodzicem, bo pomagam mojemu dziecku, ale tak naprawdę je wyręczam, swoje sukcesy zawdzięcza sobie, ale tak naprawdę tobie, drogi rodzicu, bo nigdy nie pozwoliłeś na to, żeby to twoje dziecko samodzielnie się wybrało na te zajęcia, do sklepu, a przy okazji się trochę pogubiło, wystraszyło, nauczyło…Mówię to z własnego przykładu. Nigdy nie potrafiłam powiedzieć głośno nie! Ja chcę sama! Ja muszę sama! Chociaż nie, źle to ujęłam…Powiedzieć potrafiłam, ale nigdy nie zostałam wysłuchana…Aż do osiemnastego roku życia, kiedy to sama zaczęłam powoli jeździć po Polsce, żeby spotykać się ze znajomymi. Potem zaczęłam walczyć chociaż o naukę samodzielnego przygotowywania kanapek, kawy, herbaty, a potem wymogłam nauki drogi do dwóch pobliskich sklepów. Jestem z tego niewypowiedzianie dumna, choć cały czas mi mało, jednak niebawem pewnie będzie mi się wylewać uszami. Pierwszy etap samodzielnego radzenia sobie zaliczyłam rok temu, kiedy to dojeżdżałam z Malborka do Gdańska, do swojej pierwszej pracy. Wtedy dopiero poczułam niesamowity przypływ dumy, który mieszał się codziennie z lękiem i adrenaliną, ale i tak nad nimi górował. Tata bardzo mi pomagał i wspierał, mama była przeciwna i modliła się, żeby znalazła się osoba do pomagania, do wyręczania. Późniejsza nauka wszystkiego niż od małego, to prawda, daje poczucie dumy, ale ten ciągły strach i niepewność ci towarzyszy. Nigdy nie czuję się do końca wyluzowana, bo muszę jednak iść do tego sklepu, albo zapytać o ten tramwaj, albo na który tor wjedzie ten pociąg. Nigdy nie jest to tak naturalne jak oddychanie, może gdyby ta nauka samodzielności, chociaż tego skrawka w terenie przyszła wcześniej, byłoby to normalne, a tak, chyba do końca życia się tego nie pozbędę, ale nie zaprzestanę, bo to dla mnie priorytet. Jestem dumna z mojej nieprzebłaganej mamy, że w końcu zrozumiała, że chociaż nie widzę, to mam prawo układać sobie swoje życie. Mam prawo kochać, wyjść za mąż i mieć dzieci. Mojej mamie przychodzi to bardzo trudno, naprawdę, bardzo trudno, żeby zrozumieć, że nie codziennie mam ochotę ścielić łóżko pod linijkę, a wymagające tego bardzo mocno ubrania staram się składać najlepiej jak umiem według tego jak mnie uczyła, chociaż wiem, że jeszcze popełniam błędy i wiem, że aż ją roznosi, żeby na mnie nawrzeszczeć, ale i tak jestem z niej dumna, że przyjmuje do wiadomości, że w sierpniu się wyprowadzamy, ale było ciężko i na pewno będzie ciężko, bo wiele rzeczy tam będzie tak, jak chcemy my, a nie tak jak widzi to ona. Jestem dumna, że zaczyna mi deklarować pomoc w nauce czynności, o których mogłam sobie dotąd tylko pomarzyć. Nie wiem na ile skończy się w wielu przypadkach tylko na gadaniu, ale mam nadzieję, że się to uda.

No i jeszcze, myślę sobie, że jeśli są tu osoby takie jak ja, które nie studiują zaawansowanych kierunków i to już piątego z rzędu, ale są dumne z ludzi, którzy tak robią, to niech nie czują się gorsze z powodu, że zostały w domu, stłamszone przez rodziców, nie mające siły wydostać się z tej pętli i krzyczeć o pomoc. Nie musicie się tego wstydzić, bo tym też trzeba się w cudzysłowie chwalić. Porażkami i sukcesami, ja powoli uczę się chwalić, a porażki jak sukces z trudem, ale biorę na klatę. Zabijcie mnie, lub nie, ale znam dwie grupy tych wszystkich studentów. W jednej grupie osób, których sporo w życiu poznałam, studiują oni po to, żeby być pieścidełkami rodziców, którzy mogą się nimi z tego tytułu pochwalić, a i oni czują się dziękitemu wyżsi, chociaż nieważne, że nie dojeżdżają sami na te studia, a są przypadki, że po studiach do pracy nadal wożą rodzice. Jeszcze żeby to była wieś i brak możliwości dojazdu, no to…No ale to też nie jest bez rozwiązania. Nie wspominając już o tym, że takiemu to w ogóle nie wydaje się możliwe, żeby zrobić cokolwiek samemu, a jak do tego przyjdzie to najprawdopodobniej się rozpłacze. Za to ta druga grupa, z której znam mniej osób, ale jednak znam, to zaczyna się studiować najprawdopodobniej po to właśnie, żeby wyrwać się spod klosza, ale jednocześnie idąc z pędem wiedzy. No i za tą grupę najbardziej trzymam kciuki, jeśli się identyfikujecie, zostawcie lajka, czy coś xd. Tej pierwszej grupy mi chyba najzwyczajniej szkoda, bo zostaną kiedyś z ręką w nocniku, nie widząc dla siebie innej drogi w życiu, jak tylko ta nauka, po której nie wyniknie samodzielne robienie zakupów. Chociaż, tak mi teraz przyszło do głowy coś bardzo oczywistego, że nie wszyscy postępują tak, bo im wygodnie, tylko po prostu nie mają wyjścia, tak jak ja….No więc tym bardziej jest mi was i siebie w takim wypadku szkoda.

No więc jeśli są tu jacyś czytelnicy, co do bólu się identyfikują z tymi słowami, które tak piszę od dwóch godzin, to ściskam wirtualnie wasze dłoie i proszę was, nie straćcie siebie całkowicie. Walczcie o małe rzeczy, a od małych do coraz większych. To żaden wstyd, nawet w wieku lat dwudziestu ośmiu i więcej. Ja właśnie rodzę się na nowo i każdy etap dorastania, dzień po dniu wyruszania w samodzielność będę tu dla was wrzucać, bo tym należy się chwalić!

A, no i jest taki stereotyp chyba, że niewidomi to tylko albo studiują, albo masują, albo śpiewają, co nie? No, to może zróbmy czwartą grupę, niewidomi, którzy…Po prostu wiodą spokojne, zwyczajne życie i są z tego dumni.

No i pioseneczka, co do tej samodzielności. Taka, dla tych rodziców, nieprzezbytych, nieprzebłaganych.

Dobrej niedzieli

EltenLink