Kategorie
Myślnik niedzielny

Niedziela szósta

Dzień dobry!😁
To chyba dopiero mój drugi wpis robiony w niedzielny poranek. Drugi, albo trzeci…No nieważne. Ważne, że o poranku, który dzisiaj jest wyjątkowo brzydki, deszczowy, jutro i po jutrze też takie poranki mają być, więc…O, no i tu nadchodzi zaskoczenie, nie! Nie będzie marudzenia😃 Niech sobie pada, albo niech świeci słońce, bo na razie same pozytywy.
Co tam u nas w tygodniu się podziało? No więc ten tydzień zleciał pod znakiem papierologii, ponieważ byliśmy u notariusza podpisać naszą umowę okazjonalną co do kwatery, wiadomka. Swoją drogą, co trzeba mieć w głowie, żeby umówić się na spotkanie z notariuszem w sprawie podpisania umowy, przejść ponad kilometr do samej kancelarii tylko po to, żeby zaraz po wejściu do owej kancelarii stwierdzić, nabierając głośno powietrza: Hhhhyyyyyy, no nie! Zapomniałam umowy!😂😂😂😂😂😂 takie rzeczy zdarzają się tylko blondynkom, które sprzątają windę na każdym piętrze, nie? No, czyli właśnie mnie, nic nowego🤣🤣🤣🤣🤣🤣 na szczęście pani Notariusz była tak miła, że nie tracąc naszego czasu, który straciliśmy na bezcelowe w tamtej chwili przyjście do niej, po prostu zajęła się sporządzaniem oświadczenia o poddaniu się egzekucji, więc chociaż to mieliśmy tego dnia z głowy. Następnego dnia wróciliśmy tam już przed 8 rano, chociaż kancelaria swoje godziny pracy rozpoczyna od 8.30, pani notariusz już na nas czekała i wszystko udało się jak najbardziej pomyślnie. Po skończeniu zabawy z dokumentacją pani notariusz pokusiła się o bardzo długą rozmowę, z takiej czysto ludzkiej strony, no i wypytywała o wszystko co tylko przyszło jej do głowy na temat jak radzą sobie ludzie niewidomi, jakie są dla nich udogodnienia, jakie przeciwności itd. Itp. Czyżbym zapomniała dodać, że byliśmy tam z moją mamą? No tak, to chyba jasne, bo musiała podpisać dnia poprzedniego to oświadczenie, a dnia następnego też była tam z nami. Oczywiście na pytania pani notariusz znała odpowiedź lepiej niż ja, ale zaciągałam ręczny niczym maszynista w pendolino przed człowiekiem na torach, bo bardzo nie lubię takiej postawy, która u mojej mamy jest na porządku dziennym. Od wszystkiego w życiu umywam ręce, ale jak coś się zaczyna układać, to pierwsza nadstawiam pierś po medal.
Tego samego dnia, zaraz po powrocie od notariusza pojechaliśmy tym razem z moim tatą do urzędu miasta, żeby złożyć wypełniony wnioseczek na mieszkanie. Jakiś miesiąc temu, kiedy pojechaliśmy tam, żeby go pobrać, nie zwróciłam jakoś uwagi na to, że przed budynkiem urzędu miasta znajduje się pole uwagi, które cię informuje, że zaraz będą schody, a przed drzwiami do samego urzędu, tuż po wejściu na schody też takie pole się znajduje. Hohoho! Czyli jednak można, szkoda, że tylko w tym jednym miejscu i na terenie dworca, no ale dobra. Po wejściu do urzędu natrafiamy sobie na schody, które idą pod skosem 😀 i wchodzimy sobie na parter, a tam mamy elegancką, obrajlowioną windę. O nie nie, mało tego, że jest obrajlowiona, ona nawet mówi do nas głosem ivony, Maji. Informuje o piętrze, na którym się znajduje, standard, ale oprócz tego, po zatrzymaniu się na wskazanym piętrze, wygłasza bardzo długi komunikat, co możesz zrobić, kiedy z tej windy wysiądziesz. Raczej nie sądzę, że ktokolwiek stoi minutę w windzie, słuchając zwolnionej na maksa syntezy, no ale ok. 😀 może się mylę, może lepiej jest postać i posłuchać, chociaż jeżeli pójdę tam kiedyś sama, to po prostu wyjdę z tej windy i poszukam kogokolwiek na korytarzu. 😀 Zaraz…Jak ten komunikat brzmiał? No dokładnie sobie nie przypomnę, w sensie nie słowo w słowo, ale, spróbujmy: Dzień dobry. Znajdujesz się w budynku urzędu miasta. Jeśli potrzebujesz pomocy w celu załatwienia spraw, naciśnij przycisk, który znajduje się obok zera. Po wyjściu z windy możesz również skierować się w lewo, do centrum obsługi interesanta, tam również uzyskasz pomoc. No nie pomnę czy czegoś nie pominęłam, bo to naprawdę było długie, ale coś w tym stylu jest tam mówione. Z urzędu miasta musieliśmy odwiedzić jeszcze kilka odległych od siebie miejsc i bardzo żałuję, że w tym celu jeździliśmy autobusem, bo mój telefon na pewno poinformowałby mnie o kolejnym krokowym rekordzie życiowym 😀 ale co zrobić. Tatko skończył już lat 70 i sporo chorób go rozbiera, chociaż w przypadku kilku z nich chodzenie byłoby dla niego jak najbardziej wskazane, ale tak to już jest, że czasami to jak grochem o ścianę. Co mnie się tak rymuje 😀 bardzo mi szkoda, że kochany ojczulek tak się zaniedbał. Dopóki jeździliśmy razem po festiwalach do 2015, był w niesamowitej formie, a jak zaprzestaliśmy, to już całkiem podupadł na zdrowiu i zasiadł w domu. Czasem sobie myślę, czy to trochę nie moja wina, może byłam jego motywacją, żeby się nie zatracić, nie zasiąść na tym tyłku przed telewizorkiem i tylko z pieskiem na spacerki chodzić? Ale z drugiej strony, co ja mogę, że festiwale mi już po prostu nie sprawiają radości? Zbrzydło mi to patrzenie na wzajemną rywalizację, bo dla mnie to zawsze była forma rozrywki. Czy się coś wygrało, czy się tylko zaśpiewało. Natomiast patrzenie na to jak ludzie wokół ciebie przez kilka tygodni żyją w zgodzie, a jak przychodzi czas koncertów konkursowych, to każdy jest tobie i sobie wrogiem…Nie nie nie, te czasy już zdecydowanie za mną, bo ostatnio rozmawiałam z koleżanką, która swoją malutką podopieczną na jeden festiwal skierowała. Ta mała zajęła jakieś przyzwoite miejsce w kategorii dla dzieci i wraz z mamą poszły pogratulować starszej kategorii, ale napotkały tam tylko wzajemną nienawiść dwóch konkurentek, a same nie usłyszały nawet jednego dobrego słowa, choćby z grzeczności. Właściwie to też traktowałam to jako odskocznię od tego, żeby nie siedzieć w domu. Zapewne jak wiele osób, które tak do tego podchodzi. Wtedy to się tak czeka, od jednego festiwalu, do drugiego, od drugiego do trzeciego, właściwie wszędzie to wygląda tak samo, albo bardzo podobnie, tu jest dłużej, tam jest krócej, w większości jeżdżą tam ci sami ludzie, z tym samym repertuarem. No ale co robić w tym domu? Pracy ni ma, szkoła skuńcona, no to tylko trza jeździć, bo co to w życiu zostało innego. Tak też mi się kiedyś myślało, no i do 2015 nawet przyjemność mi to sprawiało, a potem nagle….Bum! Przestało mi się chcieć w to bawić. Coś w głowie przeskoczyło. Kilka lat spędziłam na uwstecznianiu się w domu, po drodze jakieś szkolenia, turnusy rehabilitacyjne i tak zleciało. A potem się okazało, że w domu można fajnie nagrywać, co prawda to się idzie na łatwiznę, bo setki razy się poprawia i tak dalej, to nigdy nie będą te same emocje co śpiewanie na żywo, z zespołem, ale po covidzie zaczęło mi to wystarczać. Tym bardziej, że od tamtego czasu coś mi się z głową porobiło.🤣🤣🤣 Znaczy…Nie umiem już raczej ogarniać tyle pamięciówki co kiedyś. Wolę już nagrywać z tekstem, a jak muszę coś pamiętać, to tylko ważne rzeczy. O, na przykład teraz zwolniona pamięć przyda mi się zapewne. 1. Wlej wodę do garnka. 2. Postaw go na kuchence.😂😂😂😂😂😂 Nie miałam nigdy problemów z ortografią, a teraz muszę wszystko pisać w czymś, co podkreśla błędy, bo jak już piszę jednym ciągiem, to piszę, ale nagle przychodzi bardzo proste słowo i…Ząk…Wiadomo, wszystko kwestia ćwiczenia, więc staram się ćwiczyć. Może i dobrze, że jest ten myślnik niedzielny.
Ach, tamten akapicik to taka odskocznia od myślnika niedzielnego się zrobiła, a właściwie nie tyle od myślnika, co od tygodnia minionego, no więc wracamy. Trasa do naszego domciu opanowana już na tip top. Przechodzimy ją sami w tę i wewtę, a wczoraj byliśmy odebrać klucze, zdać papiery, zapłacić kałcję, uwaga! Z mamą. Po raz pierwszy pofatygowała się z nami i miała okazję podziwiać, bo ciężko to inaczej nazwać, jak przechodzimy te 500 metrów przez 3 skrzyżowania 😀 Powiem wam, że dziwnie się człowiek czuje w takiej sytuacji. Żyjesz z kimś w domu 28 lat. Z kimś kto wszystko za ciebie robi, nie próbuje uczyć ciebie praktycznie niczego, a jak ty zaczynasz coś robić na własną rękę, to niedość, że ci nie pomoże, to jeszcze cie szczypie, podszczypuje, czasem kopnie pod przysłowiowym stołem. Od swojej mamy bardzo chcesz usłyszeć pytanie: Jak ci idzie dziecko? Nie martw się, będzie lepiej, nie od razu Kraków zbudowano. Jestem z tobą, pomogę ci zawsze, będziemy robić wszystko, a nawet jeszcze więcej, żeby się udało. A przez wszystkie te tygodnie słyszeliśmy tylko: Jak wy sobie poradzicie? Ja tego w ogóle nie widzę, jeszcze dobrze trasy nie potraficie, dla mnie i dla ojca to będzie tylko kłopot, bo co innego pomagać wam na miejscu, a co innego do was co chwila biegać. Ach, no i ten jej siódmy zmysł, który potrafi stwierdzać, że jeśli dla niej coś jest problemem, oczywiście wymyślonym, to dla kogoś zapewne też. No i przychodzi ten dzień wczorajszy, po ponad miesiącu zmagania, niekiedy zwątpienia, może nawet ciutkę chęci wycofania się i i nagle słyszysz: Och! Wspaniale! Jestem w niebowzięta! Jestem pełna podziwu! Brakuje tylko do pełni wypowiedzi: To wszystko dzięki mnie, ale beze mnie. A wtedy to cię nachodzą takie myśli, że nie wiadomo, czy najpierw uderzać do psychologa, czy od razu do księdza, żeby się wyspowiadać.
Mieszkanko jest cudowne, chociaż trzeba je wyposażyć we wszelkiej maści naczynia, garnki, patelnie, sztućce. Na razie zakupiliśmy już opiekacz do kanapek, mikrofalę i ręczną szatkownicę do warzyw. W planach jest jeszcze ekspres do kawy, co go szukałam tworząc niepotrzebnie wątek na forum samodzielności, bo on był w elektronice. 😀 no i zdecydowaliśmy się na jedną, starszą magnifice, tylko musimy się zorientować, czy się zmieści w tej naszej kuchni, jak już tam stanie czajnik i mikrofala i tak dalej. Jak się nie zmieści, to…To…Kurde…Rzucam się z krawężnika. Chociaż raz chcę w tym życiu jakiejś przyjemności, jaką w tym przypadku miałaby być przepyszna kawa z ekspresu. 28 lat piję kawuchę sypaną, 3 w 1, albo rozpuszczki zalewane wodą z czajnika, kawucha z ekspresu to tak przy okazji gościnnych wizyt w domach, gdzie taki luksus opiewa, albo w kawiarniach od czasu do czasu. I tak, jeśli się zastanawiacie co mają na celu powyższe zdania, to jest modlitwa o miejsce, o kawałek blatu na ekspres i bardzo proszę się przyłączyć. 😀 😀 😀 😀
W czwartek przyjeżdża moja ukochana teściowa. Swoją drogą, czy mając status narzeczonej, mogę już tak nazywać mamę mojego narzeczonego? Co prawda do niej osobiście mówię wciąż pani Ulu, ale tak ogólnie, to bardzo mi się to podoba, moja teściowa to robi pyszne to, a teść tamto. Jjjjakie to ffffajjjjjne, 😀 ale do nazewnictwa Aleksika mój mąż to i tamto się nie przyzwyczajam, bo potem to nie będzie takie fajne. Narzeczony wystarczy, chociaż mąż mi się bardziej podoba 😀 ale czekam na to jak na gwiazdkowe prezenty. W każdym razie już od jutra ruszamy na dalsze zakupy, chemia, żywność, naczynia itd. Jeśli znacie, macie jakieś urządzonka, drobne i większe do kuchni, które wydają wam się nawet głupawe, ale dla takiego początkowego, totalnego szaraczka moglibyście polecić, to poproszę.:)
Na teraz kończę, bo ten deszczowy dzień, również trzeba święcić, wszak jest dniem świętym. No więc dzisiaj dieta mż i przede wszystkim, co od miesięcy się rzadko już zdarza, lb. Pozdrawiamy!

6 odpowiedzi na “Niedziela szósta”

Twoje wpisy wręcz ociekają optymizmem i dają takiego kopa energii, że aż przyjemnie się na sercu robi 😀 Trzymam kciuki i powodzenia.

Haha, cieszę się, że cię skopałam optymistycznie w deszczowy dzień ;D może któregoś razu ty kopniesz się do nas na kawkę, bo twoje dobre słowo, to cegiełka w sprawie modlitwy o kawałek blatu na ekspres do kawy 😀

Co do modlitwy, blatu, ekspresu i innych pomyślnych dla was tematu, to jako żywo, dołączam się do modlitwy i czego tam jeszcze. U mnie tego blatu także jest jak na lekarstwo i np. Toster stoi sobie wdzięcznie na parapecie. Parapet jest dobre 30 CM nad bufetem, więc wygląda to co kolwiek dziwnie. Na nim także stoi sobie rolka z ręcznikiem papierowym, a na blacie mam ociekacz na naczynia, więc samej przestrzeni roboczej jest około 50 może 60 CM. Do kuchni warto jakiś zestaw garnków zakupić, duży średni i mały, co do patelni, zależy co chcecie robić, ale ze dwie było by dobrze mieć, sztućce, zestaw fajnych norzy, tłuczek, tarka, drewniana łopatka i łyżka aby patelni nie rysować albo tostera, kubeczki, filiżanki, tależe głębokie i płydkie, czujnik poziomu cieczy, norze do masła i no takie obiadowe, chlebak, dzban na wodę filtrowaną, jakaś miseczka jedna z drógą, czajnik albo na gazówkę albo elektryczny, zależy jak wam potrza, pojemniczki na kostki lodu jeśli korzystacie, otwieracz/ korkociąg. Poza tym. Mop, szczotka/ zmiotka z szufelką, kosz na śmieci, worki do tegoż, odkurzacz, berło do kibla, domestos czy co inne, kostki na muszlę, chusteczki nawilżane do mebli i do łazienki aby pułeczki umywalkę i tego typu tematy przetrzeć, wieszaki na ubrania, żelazko albo parownica do ubrań, ale to zależy czy prasujecie, na początek conajmniej jedna zmiana pościeli, ręczniki, pod krzesło do biurka warto jakiś dywanik walnąć, żeby was właściciel mieszkania nie posądził o porysowane podłogi, jakieś przedłużacze, rozgałęźniki, cała kabelkologia ogólnie rzecz biorąc, może odświerzacz powietrza i do pokoju i do kibelka, wycieraczka do drzwi, no chyba że już jest. I pewnie jeszcze wiele innych tematów.

Pitefciu, love you 😀 raczej wszystko co napisałeś to mam i to takie, no…Logiczne, ale dzięki, przy okazji zrobiłeś mi listę, z której czytając będę od razu pakowała w worki i walizki xd. Chodziło mi bardziej o takie rzeczy, no i tu sorki, bo nie doprecyzowałam, które mogą być pomocne, ale nie kupisz ich w kategorii sprzęty codziennego użytku w blind shopach 😀 Dla przykładu dzisiaj kupiłam sobie krajalnicę do jajek, drugą do pomidorków i trzecią do jajeczek. Przetestowane, sprawdzone, zajedwabista sprawa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink