Kategorie
Wpisy tekstowe

Z pamiętnika jaskrownika. Jedziemy na sor.

Piątek jakoś przeszedł, z naciskiem na jakoś, bo jakość jakosia pozostawiała wiele do życzenia. Diuramid działał, jak natura mu kazała. Mrowienie palców dłoni i stóp, ogólna męczliwość, ale z okiem jakby lepiej. Przy okazji leżenia i nic nie robienia przypomniało mi się, że przecież, to wszystko najprawdopodobniej zaczęło się prawie dwa tygodnie temu w czwartek, kiedy to dopadł mnie tak straszliwy ból głowy, od którego było mi niedobrze, więc poszłam spać, a po przebudzeniu następnego dnia rano byłam wyżęta i wywirowana jak w pralce, a potem ten ból głowy ze mną został i doszedł ból oka, dlatego byłam pewna, że ból głowy jest przyczyną bólu oka i lałam krople ile się dało, a tu nic nie pomaga. Nie ma co chyba panikować, od piątku do wtorku niedaleko, nie jest źle, zakraplamy oczko dalej, odpoczywamy, leżymy, śpimy. Tego dnia byłam też umówiona na zmierzenie mnie, w celu uszycia sukienki, w którą wskoczę po oczepinach. Fajny, elastyczny materiał, miły w dotyku, kolor jakiś taki…Jak to było? No, jasny, lilowy, a nie znam się 😀 podobno ładny. Krawcowa to zaprzyjaźniona koleżanka mojej siostry z pracy, więc do owej pracy poszłam z mamą, ledwo doszłam, bo…Diuramid. Wchodzę do środka i zamiast przywitania od siostry słyszę:
– Ojej, wyglądasz jak naćpana. Bardzo źle wyglądasz na twarzy, źle się czujesz? Dam ci wody, bo ty mi tu zaraz zemdlejesz.
– Co tu odpowiedzieć? W sumie to, czuję się jak się czuję, boli tyle ile musi, ale diuramid. Krawcowa zrobiła swoje, wymierzyła, do domu wróciłyśmy autobusem, bo takiego długiego dystansu nie byłabym już w stanie przejść piechotą, więc wniosek nasuwa się sam, cały czas i niezmiennie. Nie ma czego ratować, nie ma sensu brać leków tylko po to, żeby zachować i tak bezużyteczne, ślepe, zanikające, bezpoczucia światła, nieestetycznie wyglądające gałki oczne. Nie dam się namówić na krople, tabletki dłużej, niż to będzie wskazane, czyli do wesela. Wcześniej bardzo chętnie poddałabym się zabiegowi enukleacji, ale obawiam się, że przysłowie – Do wesela się zagoi, to jednak tylko przysłowie. W sobotę dalej praktykowałam nic nie robienie i myślę, że już zdobyłam z tego całkiem pokaźny fakultet, kwalifikacje, może nawet dyplom zawodowy. Wszystko było na głowie Michałka, robił tyle ile musiał, chociaż wiem, że nawet moje najlepiej wydawane instrukcje nie sprawią, że pewne rzeczy zrobi lepiej ode mnie.😉 ale mus, to mus. On się nie opierał, tylko ja leżałam…Chociaż w tym wypadku najlepszym słowem byłoby, nie przeciwstawiał. 😛 mieliśmy tego dnia kilku gości. Goście z gospodarzem imprezowali, a ja byłam raczej niemym towarzyszem imprezy. Wieczorem wrócił ten nieznośny ból głowy. Wrażenie, jakby coś miało przepołowić mi czaszkę, albo jakby ktoś próbował zrobić to rozpierakami. Przekładanie głowy na poduszce było bolesne i nawet pojawiła się przeczulica po lewej stronie, przy czesaniu włosów. Trzeba natychmiast zasnąć, tylko czy się da? Dać się dało, ale przy przebudzaniu, ból ten sam jak w momencie zasypiania. O 6 rano nie byłam już w stanie poddać się dłużej objęciom morfeusza i postanowiłam, że…Jak to było w tej piosence dla dzieci? Jedziemy na sor, sor, sor, jedziemy na sor, sor, sor, jedzieny na sooooooooooor, o, o, o. Chociaż nie…Tam chyba było…Jedziemy do zoo. ;D Wzięłam na prętce ibum, ibum, ibum ibum ibum ibum ibum, ibum, ibum. Zadzwoniłam do domu i powiedziałam, że jednak, chyba, trzeba jechać, bo do wtorku daleko, jednak za daleko z tymi bólami. Super hiper herrow nie da rady. Tutaj najprawdopodobniej należałoby spuścić zasłonę milczenia na to, że jeśli już w ogóle chcę jechać, to koniecznie po obiedzie, bo przecież oni mi tam jeść nie dadzą, a nikt ze mną na głodniaka siedział nie będzie, a na pewno nie mama, bo kto tam się martwi o jedzenie. Ewentualnie jeśli przyjmą na oddział i to też nie za szybko, a najlepiej żebym pojechała tam z siostrą, która na tym sorze była ze mną za pierwszym razem, dwa lata temu, w przypadku rozpoznania jaskry, bo przecież ten szpital jest tak jebitnie wielki, ona wie gdzie tam się wchodzi, ona na pewno wie z kim i jak trzeba rozmawiać, bo przecież jest opiekunem medycznym i pracuje jako rejestrator medyczny. Należałoby spuścić zasłonę milczenia na to, że nagle wszyscy z samochodami nie mogą się ruszyć z domu, brat na zwolnieniu, bratowa jest z kimś umówiona, syn bratowej dnia wcześniejszego popił. Jak również niewarto wspominać o tym, że przecież można by było wsiąść w pociąg, dojechać 30 kilometrów do Elbląga, z dworca taksówką do szpitala, ale przecież obiad jest w tym momencie ważniejszy dla wszystkich, którzy nie czują tego bólu już niemal drugi tydzień. Z moją rodziną nie wychodzi się dobrze ani w życiu, ani na zdjęciu. No, może z wyjątkiem jednej siostry, tej najlepsiejszej i ukochanej, która kiedy coś mi się dzieje, ważnego czy nie, to jednak zawsze jest i stara się pomóc. Poprosiła znajomych z pracy, którzy pojechali tam z nami bez problemu. Bezpośrednio przed samym wyjazdem, zmierzyłam sobie ciśnienie i nie było najgorsze, dobre było. 130/90, jedynie puls 103, no ale w takim wypadku, nerwy robią swoje, prawda? Na wszelki wypadek się spakowałam, w razie gdyby chcieli mnie jednak zostawić, tak jak chcieli to zrobić za pierwszym razem, kiedy trafiłam tam na pierwsze rozpoznanie. Zjadłam troszkę rosołku, wzięłam ibuprom max sprint i pojechaliśmy. Przyjęci zostaliśmy od razu, widniałam już w systemie. Dyżur miała młoda pani doktor, która zrobiła ze mną wywiad, na wszelki wypadek sprawdziła, czy nie grzeszę mówiąc, że naprawdę mam zerowe poczucie światła na obie gałki, włączyła latarkę w telefonie. Ciśnienie w oczkach jakimś cudem udało się zmierzyć, ale to był jakiś taki inny aparat. Owszem, otworzyłam szeroko oczy, to burczało i furczało jak stary jenot w zagrodzie, a potem…Jak nie dmuchnie mi w badane oko powietrzem z wodą, czy co to tam było, jak nie hycnę z wrażenia na tym krześle…:D i tak za każdym razem, bo prób trochę było, ale zakończone powodzeniem. W zblindyzowanym i wepchniętym do oczodołu oczku ciśnienie było 10,5, a w chorym, nieco ponad normę, 24, nie ma tragedii.
– Czyli co, te krople jednak pomagają? No to czemu mnie ono tak boli? No i ta głowa?
– Boli, bo jest tam stan przewlekły, wylew w przedniej komorze oka. Ten płyn się tam jednak zbiera i mimo wszystko, powoduje to ból. Jednak jeśli chodzi o bóle głowy, ciśnienie w chorującym oku nie jest tak wysokie, żeby głowa aż tak bolała, chociaż…No ogólnie, od tego oka może boleć głowa.
No to może czy nie? Bądź tu mądry i pisz wiersze, hahaha.
– Zrobię jeszcze pani usg oczu, żeby mieć dokładniejszy wgląd w sytuację.
Podczas usg wypytała mnie od kiedy nie widzę, od kiedy ta głowa tak boli, czy brałam środki przeciwbólowe oprócz kropli na jaskrę, więc zgodnie z prawdą powiedziałam, że tak, ale niewielką ilość, ponieważ sądziłam, że głowa boli w wyniku bólu oka i że jeśli ono przestanie boleć to i głowa się uspokoi. Pani doktor uprzejmie potaknęła i stwierdziła, że gajłki są już bardzo patologiczne i zanikowe. No to ja, korzystając z okazji, poruszyłam z nią temat usuwania gałek, a cssso. Dodałam, że na czwartkowej wizycie pani doktor w zastępstwie mojej lekarz prowadzącej mi to zaproponowała i że gdybym miała pewność, że w niecałe dwa miesiące, w protezach zatańczę na własnym ślubie bez komplikacji to…Jeszcze dzisiaj bym się temu zabiegowi bez wahania poddała.
– Naprawdę?
Jedno słowo, ale zawierało w sobie tyle zdziwienia, jakby co najmniej morze zamknęło się w brzegach. Oczywiście po chwili dodała, że w moim przypadku to faktycznie słuszna propozycja, bo nie ma co się męczyć, utrudniać sobie życia, ale już druga osoba się temu tak bardzo dziwi. Czy powinien się dziwić lekarz? Chyba nie ma znaczenia…On wszystko to przez co przechodzą jaskrowcy ma w jednym paluszku, ale nigdy nie przeżył tego na własnej skurze. Poza tym, taki zabieg to już jest, jakby nie było, ostateczna ostateczność, w przypadku perforacji gałki ocznej, albo jak już naprawdę, u osoby widzącej nic nie pomaga. Pewnie mało jest przypadków, że takiego zabiegu, sama z siebie domaga się osoba całkowicie niewidoma. No i po trzecie…To jedno słowo, jedno pytanie na pewno zawierało już w jej głowie dramatyczną wizję typowej osoby widzącej, dzisiaj widzę i czy byłabym w stanie sama zainteresować się tym zabiegiem choćby nie wiem co? Dopiero po chwili i błyskawicznym przemyśleniu, że tutaj to faktycznie nie ma co się dziwić przemówił rozsądek, oczywiście to są tylko moje przemyślenia, ale zgodziła się ze mną. Dowiedziałam się, że na taki zabieg nie czeka się w kolejce, robią go w każdym szpitalu z oddziałem okulistycznym, więc wystarczy na ten zabieg tylko skierowanie od lekarza ze wskazaniami i że jest całkowicie refundowany. Jestem na plus z informacjami. Swoją drogą, kiedy zapytała mnie o lekarza prowadzącego i podałam nazwisko mojej pani doktor, od razu wiedziała, że jestem z Malborka, he, he, he…Ciekawe, dlaczego? W sprawie tych silnych bulów w głowy postanowiła wysłać mnie na neurologię. Trochę z siostrą byłyśmy zdziwione, że nie wezwała po prostu na konsultację do gabinetu neurologa, ale co my się tam będziemy…Szaraczki heheee. Kolejna izba przyjęć, kolejny numerek. Przechodzę przez pokój segregacyjny, gdzie kładą mnie na łóżko, robią ekg…Mój Boże, takie badanie pierwszy raz w życiu miałam robione, mierzą ciśnienie, zakładają pulsoksymetr. Wszystko wydaje się być ok, przekazują mnie dalej, na neurologię. Tam znowu kładą na łóżku, podpinają pod monitor, robią wkłucie, pobierają krew, mierzą ciśnienie, ale…Atmosfera jest wesolutka, oj, wesolutka. Krzątają się wokół mnie Ada i Bartek, tak się przedstawili. Oczywiście pytają o to samo co wszyscy poprzednio, co się dzieje, od kiedy, co było przyjmowane z przeciwbólowych, a ja grzecznie odpowiadam. Bartek informuje mnie, że zaraz przyjdzie pani doktor i jeszcze raz zapyta mnie o to wszystko, a potem dodaje:
– A teraz najprzyjemniejsza część naszego spotkania. Będę panią nadziewał.
– Noo, dwuznaczna propozycja, proszę pana, ale jak pomoże na ból głowy, to jak dla mnie bomba.
Ada i Bartek w śmiech. Bartek mnie nadziewa…Igłą w żyłę trafić nie może, bo żyłki to ja mam ciężkie do zlokalizowania i uciekają, nie lubią kłucia, co też mu powiedziałam, bo sobie o tym przypomniałam.
– No, dobrze, że mi pani o tym dopiero teraz mówi, bo przedtem bym się zestresował, pierwszy raz krew pobieram.
– Taaaak taaak, ja znam te sztuczki, podnieść ciśnienie i zestresować, żeby żyłka się pokazała heheheeee.
– Coś tu się udało, ale ta krew leci, jakby chciała, a nie mogła, jakby woda stała.
– A, bo proszę pana, ta krew to ona nie chce tak lecieć o, dla każdego, na zawołanie, to szlachetna krew jest.
– A co, jakaś historia rodzinna? To potwierdzone?
– Nie, ale tak czuję.
– Eeee, czerwona, jak każda inna.
– Heee, tak się tylko panu wydaje.
– Nic z tego nie będzie, ada, rób wkłucie, tak to do rana nam nie uleci, ale ty w ogóle pamiętasz jak się wkłucie robi?
– Chyba pamiętam. Ojoooj, te rączki takie drobniutkie, szczuplutkie, aż mi żal kłuć. Kurczę, ty jakaś taka bezżyłowa dziewczyna jesteś, nie widzę i nie czuję żył w tej rączce. Skura twara, aż ciężko się przebić.
– No tak, bo ja jestem dostępna tylko dla mojego narzeczonego hehehehee.
– No dobra, założe tu pani takie barierki na tym łóżku, żeby mi tu pani salta nie fiknęła na podłogę.
– Eeeee, gdzie tam, ja grzeczna i ułożona jestem. W szkole zachowanie miałam wzorowe.
– Oooo, nie takich delikwentów tu mieliśmy.
Po jakimś czasie przychodzi pani neurolog. Coś ewidentnie ma z mową, bo szczęka ściśnięta. Zadaje rzeczywiście te same pytania co wszyscy, odpowiadam. Każe mi spojrzeć tu, tu, tu, potem tu, więc mówię, że nie, bo jestem niewidoma. Następnie dotyka mojej twarzy pytając, czy po obu jej stronach czuję tak samo, odpowiadam, że tak. Te same pytania i odpowiedzi twierdzące pojawiają się przy badaniu czucia obu rąk i nóg. Dotykam palcem do nosa bez problemu, ręce wyciągam przed siebie bez problemu, błową dotykam do klatki piersiowej bez problemu, lewą piętą do prawego kolana i odwrotnie dotykam bez problemu, wciąży nie jestem, z brzuchem wszystko ok, neurologicznie wszystko ok. Przychodzi jednak druga pani doktor i kiedy odpowiedziałam tak samo na pytanie o środki przeciwbólowe, że brałam, ale mało, bo myślałam, że to od oka i tak dalej wydarła się na mnie:
– Skoro nie brała pani tabletek to jak niby ma panią przestać boleć głowa?
Ups…Chyba jednak zrobiłam sobie niepotrzebne wakacje przyjeżdżając tutaj, monitor trochę szybciej zaczął piszczeć, więc mówię jeszcze raz, że brałam, ale niecodziennie przez te dwa tygodnie, zakraplałam tylko oko myśląc, że to ono boli i jak przestanie, to i głowa przestanie.
– Co pani za tabletki brała?
– Większość miałam na ibuprofenie.
– A choroby przewlekłe pani ma?
– Nie.
No i znowu to oburzenie:
– No przecież ma pani jaskrę, tak?
Może jednak trzeba spieprzać, chyba niewygodny ze mnie pacjent, nic mi nie jest.
– Tak, mam jaskrę, chciałam powiedzieć, że, oprócz jaskry to na nic innego nie choruję.
– A miała pani już atak jaskrowy?
– Tak długi i silny to jeszcze nie.
– Pokaże pani to oko.
Tup, tup, tup, łapka tej niemiłej pani się do mnie zbliża, ona chyba najchętniej by mnie stąd pogoniła, ja nie wiem, czy to dobrze, że chce mi w to oko zaglądać.
– No, to oko jest całe czerwone, to boli pewnie od oka, przecież tu wylew jest.
Tup, tup, tup, tup, na tych okropnych szpilkach, poszła sobie, wyszła za parawan, a tam dalej dawała upust swojej frustracji i oburzeniu.
– No to jest chyba paranoja jakaś! Wysłała ją z soru na sor, jakby nie mogła poprosić mnie na konsultacje do gabinetu! No ja nie wiem co mam z nią zrobić! Rozmawiałam z nią, ale ona mi nie umie powiedzieć, czy ta głowa to ją od jaskry boli czy nie. Daj jej paracetamol i magnez, jak nie przejdzie to jeszcze jeden paracetamol w kroplówce.
1. No, pani doktor, gdybym ja tylko wiedziała czemu ta głowa mnie boli tyle czasu, to z pewnością przyjechałabym tylko po potwierdzenie mojej diagnozy i przykro mi, że zdecydowałam się jednak dmuchać na zimne, ale dalej boli, chociaż z tego stresu to chyba już mniej. Paracetamol podłączyli, leciał do żyły, a monitor ponad 60, nieznośnie hałasuje, bip, bip, bip, bip, bip, bip, bip, od czasu do czasu, jak się poruszę, to był inny sygnał dźwiękowy, bip, bip, bip, bip, bip, bip, bibibiiiiip, bibibiiiiiiip, biiiip, bip, bip, bip, bip, ale nie umieram, nikt do mnie nie leci, nnnno dooobrrra. Raczej tu nie zasnę, bo za parawanem trwa w najlepsze kabaret z powodu Marzenki, która to na swojego facebooka wystawiła jakieś zdjęcia, a w ogóle to pobierzcie snapchata, bo ona tam to się dopiero rozkręca, ach i jeszcze na instagramie. Śmichy, hihy, bip, bip, bip, bip, bip. Co jakiś czas kontrolują jak tam z kroplóweczką, czy już zeszła. Ponad godzina leżenia, śmichów, hihów i bip, bip, bip, bip, bip, a pęcherz coś zaczyna się domagać swoich praw. Co tu zrobić, wołać ich? Czy nie przeszkadzać im w kontemplacji życia influencerskiego Marzenki, no zaraz, nie wytrzymam. Nie zdążyłam nikogo zawołać, bo jakaś miła pani po zejściu kroplówek przyszła to skontrolować i uwolniła mnie od problemu, zaprowadziła do toalety. Wyciągała igłę i wtedy znowu przyszła ona, tup, tup, tup, tup.
2. – No i jak się pani czuję, lepiej coś?
3. – Chy…Chyba tak.
4. – No to chyba, czy na pewno, bo jak nie, to podamy jeszcze jedną kroplówkę z paracetamolem.
5. – Nie, jest zdecydowanie lepiej, bo jestem w stanie ruszać głową bez bólu w środku, w ogóle na razie go nie czuję.
6. – W porządku, to tu daję wypis, neurologicznie nic nie jest źle, to się nadaje do leczenia okulistycznego. Daję tu pani wypis, jak będzie bolało, to proszę brać paracetamol, alo pyralginę.
7. Z tymi o to słowy zeszłam z łóżka i odprowadzono mnie do siostry, a potem wróciłyśmy do domu pociągiem. Głowa faktycznie jakby dała sobie na luz, nawet dziś, czuję tylko nieprzyjemne kłucie w oku, no ale przecież skoro tam jest krew, to chyba tak ma być, chociaż przed dwoma tygodniami tego nie było. Z dokumentacji, którą tam spożądzono wynikają przeróżne dziwne rzeczy, chociaż każdemu odpowiadałam tak samo. Okulistka napisała, że pomimo przyjmowania doraźnych środków bez receptę bóle głowy nie ustępują, zła doktorka napisała, że w ogóle żadnych leków nie przyjmowałam…:D no nic…Jutro zaniosę te papiery do mojej pani doktor, będzie ciekawie, może śmisznie, niech zdecyduje co dalej. Z jednej strony to dobrze, że nic nie wykryli, bo wszelakie zrobione badania wyszły w porządku, a z drugiej…Jutro się okaże. 😛

6 odpowiedzi na “Z pamiętnika jaskrownika. Jedziemy na sor.”

@Julitka, dzięki. O, bo zapomniałam dopisać, że, cholera, dzisiaj jakby lepiej, przynajmniej głowa nie boli. Nawet mielone zrobiłam 😀

uf to dobrze , że to nic złego ufff . ja wiem co to znaczy mieć jaskre bóle oka i głowy , a czasem z bólu wymiotowałam , masakra i wspułczuje

Również życzę zdrowia moja serdeczna przyjaciółko. Ja już od samego czekania na sorze dostawałem kręćka,a co dopiero, gdybym był pacjentem.

Dzisiaj jest przełom, dostałam skierowanie na zabieg usunięcia oczka, albo oczek, bo już sama nie wiem. W czwarteczek będzie spotkanie z ordynatorem w Elblągu i kwalifikacja do zabiegu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink